City of the Living Dead (1980)

City of the Living Dead (1980)

22 lutego 2023 Wyłącz przez Skaras
Ocena: 8/10
Tagi: horrory o zombie

Reżyseria: Lucio Fulci
Kraj produkcji: Włochy

Dziś opowiem Wam o filmie, w którym występują chyba najbardziej niesamowite zombie jakie widziałem. O kultowym horrorze skąpanym w sosie Lovecrafta. Zapraszam do recenzji “City of the Living Dead”.

Recenzję tą obejrzysz także na youtube:

 

W małym miasteczku Dunwich miejscowy ksiądz wiesza się na cmentarzu tym samym otwierając bramę do piekła, która się pod nim znajdowała. Od tej pory mieszkańcy są nawiedzani przez zjawy i żywe trupy. Aby powstrzymać piekielną plagę do miasteczka przyjeżdża dziennikarz Peter Bell, oraz medium Mary Woodward.

“City of the Living Dead” w Polsce wydane jako “Miasto żywej śmierci” to włoski horror z 1980 roku w reżyserii kultowego reżysera Lucio Fulciego, do którego scenariusz napisał Dardano Sacchetti.

Stanowi on pierwszą część nieoficjalnej trylogii piekielnej w skład której wchodzą także “The Beyond” oraz “House by the Cemetery”. Filmy nie są ze sobą fabularnie powiązane. Dzielą za to podobny klimat, tematykę, oraz część obsady i ekipy filmowej.

Widzowie największy problem mają z przyswojeniem fabuły “Miasta żywej śmierci”. Nic w tym dziwnego, gdyż produkcja ta podobnie jak cała piekielna trylogia to film oniryczny. Często nie doświadczymy tu związków przyczynowo skutkowych, wątki pozostają bez wytłumaczenia, a reżyser zdaje się stawiać na klimat i warstwę wizualną niż na opowiadaną historię. Kim był ksiądz, który popełnił samobójstwo na cmentarzu? Jaka jest rola towarzystwa parapsychicznego, do którego należy Mary? Czy w końcu o co chodzi w krzyku przerażenia w ostatniej scenie filmu? Te i inne pytania pozostaną owiane mgłą niedopowiedzenia.

Fabuła skupia się na losach Petera oraz Mary. W tych rolach Christopher George popularny amerykański aktor filmowy i telewizyjny, znany m.in. z pamiętnego eko horroru “Day of the Animals”, oraz Catriona MacColl, aktorka, która wystąpiła we wszystkich trzech częściach Piekielnej Trylogii. Los bohaterów łączy się po przybyciu do Dunwich. Miejscowi z początku czują tylko atmosferę czegoś złowrogiego unoszącego się w powietrzu. Wkrótce jednak mieszkańcom zaczyna ukazywać się zjawa powieszonego księdza, która sprowadza na nich zło.

Ostatecznie także pojawiają się żywe trupy, choć robią to dość późno, bo niemal po 70 minutach seansu. Nie są to jednak klasyczne powłóczące nogami zombie rządne ludzkiego mięsa, które można unicestwić poprzez uszkodzenie mózgu. Żywe trupy u Fulciego są metafizyczne. Mniej uchwytne dla ludzkiego umysłu. Mają one na przykład zdolności teleportacyjnie przez, co mogą zniknąć sprzed ofiary, by zaraz pojawić się za nią. Zabieg ten ma na celu nie tyle urozmaicenie konwencji zombie movie, co ukazanie, że to wcale nie jest zombie movie, mimo, że żywa śmierć w nim występuje. Bo w “City od the Living Dead” główny antagonista nie ma określonej postaci. Jest nim wszechobecne pierwotne zło, które wysączyło się z piekielnej bramy i ogarnia całe Dunwich, wpływa na zachowanie mieszkańców, a w końcu podstępnie łamie reguły rządzące życiem po śmierci.

Na szczególną uwagę zasługują tu krwawe efekty specjalne, do których fani Lucio Fulciego z pewnością się już przyzwyczaili. Otrzymujemy tutaj wiele scen przepełnionych dosadnym gore, a kamera nie odwraca się od najbardziej obrzydliwych momentów niczego nie pozostawiając domysłom. Fulci zdaje się wprowadzać nowe postaci tylko po to, aby po chwili brutalnie pozbawić ich życia. Wyjątkowo udane są tu jednak dwie krwawe sceny. W jednej scenie pewien chłopak zostaje zabity poprzez przewiercenie głowy wielkim wiertłem i cały ten proces jest dokładnie pokazany. W drugiej zmarły ksiądz siłą woli zmusza jedną z bohaterek do zwymiotowania własnych wnętrznośći. Bohaterce cieknie krew z oczu, a z jej ust wylewają się krwawe ochłapy i jelita.

Mimo, że za wnętrzności, które musiała trzymać w ustach aktorka Daniela Doria posłużyły zwierzęce bebechy kobieta nie żywiła najwyraźniej urazy wobec Fulciego, gdyż wystąpiła jeszcze w jego “Czarnym kocie”, “Domu przy cmentarzu” i “Nowojorskim rozpruwaczu”. Obie te sceny po dziś dzień robią wielkie wrażenie. Zasługa to speca od krwawej jatki Gino De Rossiego, który później pracował także nad efektami specjalnymi do “Cannibal Ferox”, czy “Burial Ground”.

Charakteryzacja zombie także prezentuje się okazale. Zgniłe trupy pełne odpadającej skóry, bruzd, ran, oraz wijących się robaków jednocześnie przyciągają wzrok i budzą obrzydzenie. Charakteryzację tą wykonał Rosario Prestopino, który z Fulcim później współpracował jeszcze przy realizacji “Czarnego kota”, oraz “Nowojorskiego rozpruwacza”.

Oprawą muzyczną zajął się zaś Fabio Frizzi, z którym Fulci miał już okazję współpracować kręcąc western fantasy “Czterech jeźdźców Apokalipsy”, a potem jeszcze przy jego kilku innych produkcjach. Jego ścieżka dźwiękowa to niepokojące powolne rytmy łączące syntezatorowe melodie, hipnotyczne bębny, gotyckie chóry i jeżące włosy smyczki. To w połączeniu z wietrzynym klimatem złowrogiego miasteczka tworzy niepowtarzalną atmosferę. Frizzi skomponował podobną ścieżkę dźwiękową także do drugiej części trylogii.

Uważny widz zwróci uwagę, że fabuła filmu rozgrywa się w miasteczku Dunwich. Jest to nawiązanie do fikcyjnego miejsca, w którym toczyło się kilka opowiadań napisanych przez H.P. Lovecrafta. Ale nie jest to jedynie hołd dla Samotnika z Providance. W utworach Lovecrafta bohaterowie stawiali czoła potężnym, niezrozumiałym i przedwiecznym siłom. Zupełnie jak w filmie Fulciego.

Niestety film był zbyt niezrozumiały dla ówczesnej widowni. Z jednej strony oniryczna fabuła i namnożenie niewyjaśnionych wątków dezorientowały widzów, z drugiej rozczarowanie niewielką liczbą i późnym pojawieniem się zombie, w bądź, co bądź filmie, którego tytuł mamił całym miastem żywych trupów doprowadziły do klapy finansowej produkcji.

Według mnie “Miasto żywej śmierci” to ciekawy i broniący się obraz w twórczości Fulciego. Oczywiście wszystkie zarzuty jakie się pod jego kątem pojawiają nie są bezpodstawne, ale taki urok tej produkcji. Jest tu świetny klimat, obleśne gore i nastrojowa muzyka. A fabuła?

A czy w każdym filmie fabuła musi się kleić? Ja jestem fanem i będę wracał do niego wielokrotnie.

Mimo słabych wyników w box office Fulci się nie zraził i już rok później wypuścił drugą część swej piekielnej trylogii “The Beyond”. Przez wielu, w tym przeze mnie uważana za jego największe dzieło. Z fabułą nieco bardziej spójną niż w mieście, ale za to z większym nagromadzeniem krwawych scen.

 

Zobacz również