Scream VI (2023)

Scream VI (2023)

24 marca 2023 Wyłącz przez Skaras
Tagi: slashery

Reżyseria: Matt Bettinelli-Olpin, Tyler Gillett
Kraj produkcji: USA, Kanada

Szósta część cyklu. Ghostface znów zabija te same osoby w ten sam sposób. Tematyka wyświechtana jak stare gacie, ale im znowu się udało nakręcić dobry horror. Nie obeszło się, co prawda bez zgrzytów, ale… Zapraszam do recenzji “Scream VI”.

Recenzję Krzyku 6 obejrzysz także na Youtube:

Film przenosi się z małego miasteczka Woodsboro do Nowego Jorku w okresie Halloween. Akcja skupia się na paczce przyjaciół, którzy przeżyli masakrę w poprzedniej części. Gdy “czwórka z Wodsboro” myśli, że zagrożenie zostało zażegnane fala morderstw rozpoczyna się na nowo. Co więcej zabójca podrzuca na miejscu zbrodni maski Ghostface’a wszystkich poprzednich morderców. Każdy jest podejrzany.

Przed seansem byłem bardzo ciekawy jak ta historia potoczy się dalej. Zazwyczaj ente odsłony cyklu zaczynają nieuchronnie zmierzać ku dnie jak było np. w serii “Piła” (a przypomnijmy, że w tym roku ma się ukazać część 10). Z drugiej strony Krzyk, a w szczególności dwie ostatnie części trzymały zaskakująco dobry poziom. Z trzeciej strony szóstka została wypuszczona w zaledwie rok po bardzo dobrej piątej odsłonie. Czy te kilka miesięcy wystarczyło na napisanie scenariusza, który będzie się bronił i sprawną realizację całego przedsięwzięcia, aby widz końcowy nie zgrzytał zębami przy miałkim scenariuszu i słabej realizacji?

Dobrym pomysłem była zmiana miejsca akcji z małego miasteczka na wielką metropolię. Dzięki temu można było wprowadzić szereg nowych motywów. Jak chociażby lokacje. W filmie przyjdzie się nam zmierzyć z Ghostfacem i w ciemnem, zaśmieconej uliczce, w wielkim apartamencie w bogatej dzielnicy, małym sklepie spożywczym, czy zatłoczonym metrze. Dodało to wielki powiew świeżości, bo nie wiem czy byśmy wytrzymali znów szkołę w Woodsboro i jego małe domki.

Za realizację filmu odpowiedzialna była ekipa Radio Silence. To oni stworzyli zarówno poprzednią część “Krzyku”, ale i tak uznane horrory jak “V/H/S“, “Southbound”, czy “Ready or Not”.

Śledzimy tu losy sióstr Sam i Tary, które starają się pozbierać po traumie z Woodsboro. Szczególnie Sam ciężko ją przeżywa, gdyś opinia publiczna uważa ją za sprawcę tych wydarzeń. Razem z nimi do Nowego Jorku przemieśli się przyjaciele znani z poprzedniej części: Chad, oraz Mindy i jej nowa dziewczyną Anika. Ich nowi znajomi to nieśmiały Ethan, nimfomanka Quinn, oraz chad z naprzeciwka Danny. W pewnym momencie zaczynają padać pierwsze trupy. Grupa przyjaciół wpada w panikę, gdyż dosłownie każdy z nich może okazać się zabójcą.

Ze starej gwardii pozostała tylko Gale Weathers, która ciągle jest zimną suką idącą po trupach do celu. Pojawiają się również dawno nie widziani bohaterowie jak chociażby Kirby Reed z czwartej części cyklu tyle, że tutaj w nowej odsłonie.

Z jednej strony fabuła jest bardzo prosta, jak to w slasherze. Mamy grupę ludzi biegających po mieście i ktoś jednego po drugim eliminuje. Z drugiej jest to pierwsza część przed seansem, której warto by odświeżyć całą franczyzę. Pada tu masa nawiązań do poprzednich części i bez jej znajomości widz nie zrozumie wielu faktów z opowiadanej historii. Szóstka to wręcz muzeum franczyzy “Scream”. Dosłownie i w przenośni.

Seria “Krzyk” to metaslasher, który jest samoświadomy, bawi się konwencją i własnymi kliszami. O ile w poprzedniej części bohaterowie filmu nazwali konwencję opowiadanej historii “requelem”, czyli opowieścią odwołującą się do oryginału, z nowymi bohaterami na pierwszym planie i kilkoma dobrze już znanymi twarzami w rolach drugoplanowych, o tyle w szóstce mówią już o całej franczyzie, gdzie istotni są wszyscy bohaterowie ze wszystkich części. A przypominam, że trochę się ich przewinęło.

Mniej tu jednak nawiązań do innych dzieł kina grozy (z jednym wyjątkiem, czyli sceną w metrze, ale o niej zaraz). Pada tu zaledwie kilka tytułów horrorów, w przeciwieństwie do poprzedników, gdzie bohaterowie wręcz przerzucali się tytułami. Mi w głowie utkwiło tylko nawiązanie do giallo i Dario Argento, którego jeden z bohaterów był fanem.

Ale “Scream” to przede wszystkim slasher, a jako taki wypada znakomicie. Już scena otwierająca, która jest wizytówką serii daje radę. Kobieta, która jest wykładowcą filmoznawstwa na uniwersytecie po tradycyjnej rozmowie przez telefon z mordercą zostaje brutalnie zasztyletowana w ciemnej alejce. Brzmi dość banalnie na tle sekwencji otwierających z poprzedników, ale to jeszcze nie koniec, bo po chwili pojawia się pierwszy z kilku twistów fabularnych historii. Nota bene w zabijaną kobietę z prologu wcieliła się znana i lubiana Samara Weaving, z którą Radio Silence współpracowało już w komediohorrorze “Ready or Not”.

Zabójstwa są tu szybkie, dosadne i krwawe, zupełnie jak przy atakach prawdziwego nożownika w prawdziwym życiu. Ataki Ghostaface’a są świetnie wyreżyserowane, a nóż wchodzi w ciała z nieprzyjemnym mlaśnięciem. Nie ma tu co prawda epatowania flakami, ale aż dziw bierze, że w tak wysokobudżetowym, mainstreamowym kinie pokuszono się na pełnokrwiste efekty i taką dozę brutalności. Dzięki wspomnianym różnorodnym lokacjom każdy atak zabójcy jest inny.

Niech wspomnę tylko o niezłej scenie w sklepie spożywczym, gdzie bohaterowie muszą skradać się między pułkami z towarem, a Ghostface uzbrojony w szotguna poluje na nich niczym stara baba na promocję schabu bez kości.

Warto wspomnieć także o ataku w metrze. Zatłoczony wagon, gdzie są dziesiątki świadków nie brzmi jak lokacja, w której czujemy się niepewnie, a jednak sprawna reżyseria buduje tu napięcie dość skutecznie. W wagonie prócz jednej z bohaterek znajduje się cała masa ludzi poprzebieranych za postaci z horrorów. Mamy tu i Pinheada, i Babadooka, i a jakże Jasona Voorheesa, w końcu i on w siódmej odsłonie Piątku 13go nawiedził Manhattan. Ale jest także co najmniej kilka osób w masce Ghostaface’a. Atak może nastąpić z każdej strony.

Zakończenie filmu jak już seria nas przyzwyczaiła jest zaskakujące i… szyte grubymi nićmi. Niby wszystko się tu zgadza, tożsamość mordercy nie była łatwa do przewidzenia, ale czuć trochę, że to karkołomny twist fabularny i nieco na siłę. Podczas seansu czułem, że brak tu scenariuszowej lekkości poprzedników. Twórcy czuli na plecach jak duże są oczekiwania wobec szóstki, więc dwoili się i troili, aby scenariusz te oczekiwania spełniał. Niby wszystko się tu zgadza, ale czuję podskórnie, że ledwo im się to udało. Ostatecznie jednak wyszło nieźle. Dobra rozrywka w sam raz na seans z przyjaciółmi, do coli i popcornu. Ale na kolejną część warto by poczekać kilka lat, żeby dać odpocząć serii, bo zmęczenie materiału to najgorsza rzecz jaka może się przytrafić tak rozbudowanej franczyzie.

Zobacz również