Deathstalker (2025) – recenzja

Deathstalker (2025) – recenzja

20 listopada 2025 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Ocena: 8/10
Tagi: fantasy, horrory gore, Splat film festival

Reżyseria: Steven Kostanski
Kraj produkcji: USA, Kanada

Nie wiedziałem, czego spodziewać się po nowym Deathstalkerze oglądając trailer. Heroic fantasy w XXI wieku? Kto to widział. Ale powiem Wam, że film petarda. Gdyby powstał te 40 lat temu byłby żelaznym klasykiem pokroju Conana.

Film opowiada o awanturniku, który wchodzi w posiadanie przeklętego amuletu. Z pomocą maga i złodziejki stara się zdjąć klątwę, co wplątuje go w walkę z najmroczniejszymi siłami.

Video nasties: zakazane filmy książka

Deathstalker to przede wszystkim warstwa wizualna, która zrywa gacie. Za scenariusz i reżyserię odpowiedzialny jest Steven Kostanski znany z doskonałego lovecraftowskiego filmu The Void, czy szalonego Psycho Goreman. A jeśli znacie jego styl to wiecie, że uwielbia praktyczne efekty specjalne, w tym przede wszystkim gumowe potwory. I w Deathstalkerze pokazał to w każdym calu. Roi się tu od kreatywnych i różnorodnych poczwar, z którymi będzie się lał na miecze główny bohater: dwugłowe trolle, bagienne zombie, golemy i rzesza innych potworów. Cieszą także szczegóły jak wielkie ropuchy złowrogo rechoczące na bagnach, czy twarze na drzewach w przeklętym lesie. Sporo tu też scen gore od dekapitacji, rozrąbywania głów, po odcinanie kończyn, czy wyrywanie flaków.

Warto też wspomnieć o Danielu Bernhardtcie w głównej roli, który głównie grał role epizodyczne jako kaskader. Spisał się świetnie. To taki niezbyt bystry i drewniany osiłek, które nie jest typowym herosem.

Deathstalkera ogląda się jednym tchem. To prosty film, o lekkim klimacie i doskonałej warstwie realizacyjnej, który niejednego fana ejtisów przyprawi o łezkę nostalgii.

Zobacz również