Werewolves Within (2021)

Reżyseria: Josh Ruben
Kraj: USA

Małe amerykańskie miasteczko zimą. Finn jest nowoprzybyłym strażnikiem. Pewnej nocy podczas, gdy drogi stają się nieprzejezdne mieszkańcy spostrzegają, że wszystkie agregaty zostały uszkodzone, a piesek jednej z nich zaginął. Podejrzenia padają na grasującego po okolicy wilkołaka.

Horror z luźną atmosferą bardzo przypominający pod każdym względem zeszłoroczny “Wolf of Snow Hollow”. Małe, odcięte od świata miasteczko zimową porą i nowoprzybyły szeryf muszący poradzić sobie z paniką mieszkańców. Nocą, w hotelu pośrodku osady podczas pełni księżyca kryją się prawdziwe indywidua: wspomniany szeryf, gorąca i zwariowana pani listonosz, stara wariatka, której zaginął pies, para gejów, małżeństwo rednecków, przedstawiciel korporacji, który chce na miejscu wybudować rurociąg, oraz tajemnicza pani ekolog, która sprzeciwia się tej budowie. Nie zapomnijmy także o wielkim odludku ubranym w futra. Padają pierwsze trupy i pierwsze oskarżenia o wilkołactwo. Czy między między osadnikami faktycznie kryją się wilkołaki, czy też ktoś podszywa się pod nie?

Atmosfera filmu jest luźna, ale komedią bym jej nie nazwał. Akcji za wiele tu nie ma, a cała intryga opiera się na dialogach i odkrywaniu tajemnicy niczym w kryminałach Agathy Christie. Film nakręcony jest ładnie, aktorstwo niezłe, postaci dają się polubić, a zakończenie w miarę zaskakujące. Zabrakło mi tu jednak nieco tempa jak we wspomnianym “Wolf of Snow Hollow”, więc ocena o oczko niżej. Ale i tak bawiłem się nieźle, w sam raz na zimowe wieczory.