Najlepsze i najgorsze polskie tytuły horrorów
31 maja 2024Pamiętacie “Dirty Dancing” w Polsce nazwane jako “Wirujący seks”? W opozycji do tego koszmarka stoi polski tytuł kreskówki z Cartton Network “I am Weasle” przetłumaczone jako “Jam łasica”. Proste i genialne. Dziś przyjrzymy się podobnym zabiegom w kinie grozy. Zapraszam zatem do materiału o najgorszych i najlepszych polskich tytułach popularnych horrorów.
Materiał ten obejrzysz także na Youtube:
Zacznijmy od mocnego punktu. Co prawda nie mowa tu o tytule, ale polskim podtytule, ale i tak jest zabawnie. Znany i lubiany slasher Johna Carpentera “Halloween” na polskim wydaniu VHS od Vision nosił dumny podtytuł “Niebezpieczny Zbieg”. No bo wiecie, Michael Myers jest niebezpieczny i ucieka z czubków. Nic bardziej łopatologicznego nie dało się wymyślić.
W opozycji do tytułów tłumaczących fabułę łopatą stoi polski tytuł czarnej komedii “Serial Mom” z 1994 roku w reżyserii Johna Watersa. Film opowiada o przeciętnej kurze domowej przeciętnego domu na przedmieściach amerykańskiego miasta. Ta zdawałoby się idealna matka i żona skrywa jednak pewną mroczną przypadłość. Gdy ktoś jej się sprzeciwi, albo choć zdenerwuje jedząc w jej obecności kurczaka w niekulturalny sposób w mamuśce odzywają się mordercze instynkty. Już oryginalny tytuł “Serial Mom” to zabawna gra słów, ale Polski dystrybutor nawet go przebił. Gdyż u nas film ukazał się pod tytułem “W czym mamy problem?”, nawiązując jednocześnie do oryginału, oraz głównej bohaterki.
Podobna historia miała miejsce z inną czarną komedią w reżyserii Roberta Zemeckisa pod tytułem “Death Becomes Her”, w której rywalizujące ze sobą aktorki odkrywają sposób na nieśmiertelność. Jednak po zażyciu eliksiru nieśmiertelności kobiety wciąż mogą się zranić, mimo, że od ran nie umierają. W ten sposób szybko stają się połamanymi i podziurawionymi zombie, a Bruce Willis musi je jakoś udobruchać. W Polsce nadano mu bardzo wymowny tytuł “Ze śmiercią jej do twarzy”.
Ciekawym przypadkiem jest ekranizacja powieście Stephena Kinga “The Tommyknockers” z 1993 roku opowiadająca jak to u Kinga bywa o małym miasteczku, którego mieszkańcy zaczynają zachowywać się dziwnie. Najbardziej znane polskie wydanie swój tytuł zawdzięcza polskiemu przekładowi książki. A brzmi on “Stukostrachy” i jest pełen podziwu w jaki wdzięczny sposób przetłumaczono nieprzetłumaczalną grę słów “The Tommyknockers”. Tytuł ten nie dość, że ma zbliżone znaczenie, choć wiadomo, że nie identyczne, to jeszcze podobną długość i dźwięczność. Czapki z głów. Ja jednak natknąłem się pewnego razu w telewizji na inny tytuł, który brzmiał “Tominokerzy”, który był karkołomną próbą dosłownego przełożenia oryginalnego tytułu na polski. Paskudztwo. Choć nieco szanuję.
Jeden z bardziej zabawnych przypadków w historii polskiej nazewnictwa przypada na film “Phantasm”. Horror Don Coscarelliergo opowiada o nastoletnim Miku, który wraz z dwoma kolegami prowadzi swoje małe śledztwo w spawie tajemniczego właściciela zakładu pogrzebowego zwanego Tall Manem. Gość jest wysoki jak góra i silny jak dąb. W dodatku nocą jego cmentarza pilnują zakapturzone karły. Wysoki Facet jako broni czasami używa dziwnych urządzeń wykazujących własną świadomość. Są to latające metalowe kule, które posiadają ostrza i wiertła zdolne przecinać kończyny i drenować czaszki. I właśnie polski tytuł tego filmu to “Mordercze kuleczki”. Czemu dystrybutor uznał, że warto nadać tytuł od epizodycznie występującego motywu owalnych nie wiadomo. Ale przyznacie, że tytuł całkiem zabawny i już wręcz kultowy.
Z nieco nowszych czasów wspomnę o tytule slashera “It’s a Wonderful Knife” z 2023 roku, który rozgrywa się w małym, amerykańskim miasteczku podczas wigilii Bożego Narodzenia. Oryginalny tytuł nawiązuje do popularnego w stanach filmu świątecznego “It’s a Wonderful Life” z 1946 roku, który jest czymś, czym dla nas “Kevin sam w domu” w okresie świątecznym. Jak widać w oryginalny tytule użyto gry słów zmieniając słowo “life” na “knife” zachowując świąteczny charakter jednocześnie dodając slasherowego pazura. Polski dystrybutor stanął jednak na wysokości zadania nadając mu tytuł “Nóż w nocnej ciszy”, który jednocześnie nawiązuje do popularnej kolędy, oraz do oryginalnego tytułu. Bardzo kreatywne.
Podobnie było w przypadku innego horroru świątecznego “Christmas Bloody Christmas” traktującego o morderczym robocie-Mikołaju, który u nas nazwano “Ścięta noc” od tytułu kolędy “Cicha noc, święta noc”.
Kolejny przypadek, gdy polskiego tłumacza poniosła fantazja dotyczy horroru fantasy “Nightbreed” w reżyserii Clive’a Barkera. Film ten opowiada o młodym chłopaku, który trafia na pewien cmentarz zamieszkały przez plemię potworów. Ta całkiem udana produkcja obecnie znana jest w Polsce pod tytułem “Nocne plemię”, ale za czasów VHS nadano jej bardzo poetycki tytuł “Stowarzyszenie umarłych dusz”. Skąd taki tytuł zapytacie? Ano stąd, że rok wcześniej premierę miał bardzo popularny dramat w reżyserii Petera Weira “Stowarzyszenie umarłych poetów”. Czemu, więc nie podpiąć by się pod jego sławę pomyślał dystrybutor.
Podobna historia przydarzyła się mniej znanemu horrorowi “Uninvited” z 1988 roku. W tej b-klasowej produkcji śledzimy losy grupy młodzieży, która wybrała się w rejs wielkim jachtem. Pech chciał, że pasażerem na gapę został rudy kotek. Ale nie taki zwykły, gdyż puchaty zwierzak uciekł z laboratorium genetycznego i stanowi śmiertelne zagrożenie. Rudy sierściuch potrafi przegryzać kończyny, wypuszczać ze swej paszczy dodatkową głowę niczym Obcy, czy infekować pożywienie. Jaki polski tytuł zatem nadał dystrybutor, aby podkreślić, że źródłem grozy jest tutaj kotem? Ano “Śmierć w miękkim futerku”. Przyznacie, że urocze.
Nie tak wesoły jest już tytuł badziewnego horroru “Super shark” z 2011 roku. Opowiada on o olbrzymim, prehistorycznym rekinie, który terroryzuje plażowiczów, a nawet potrafi chodzić po piasku. Ot, Szczęki dla ubogich. Ta nakręcona za garść ziemniaków szmira to typowy film puszczany na TV Puls o 22. I właśnie na tej stacji otrzymał tytuł, uwaga, jesteście na to gotowi? “Rekin cycojad”. Kurwa tak, cycojad. Nie wiem jakie procesy myślowe zaszły u typa, co to zaproponował, a tymbardziej gościa, co to klepnął, ale musiało pójść tam sporo substancji zakazanych. Ciekawostką jest, że swego czasu krytyk filmowy Tomasz Raczek mocno promował “Rekina cycojada”. Chyba zaczął mu się kończyć hajs. Ostatecznie film ten otrzymał alternatywny tytuł “Podwona bestia”. Niesmak jednak pozostał.
W opozycji do “Cycojada” stoi polski tytuł amerykańskiego horroru komediowego “Big Ass Spider” opowiadający o olbrzymim pająku terroryzującym Los Angeles. Ośmionóg, który robi w mieście rozpierdol jest z gatunku tych z wielką dupą, czyli potężnym odwłokiem. Polscy dystrybutorzy specjalnie nie kombinowali z tytułem i u nas nazwali go po prostu “Wielkodupy Pająk”. Proste i eleganckie.
Pamiętacie serię “Leprechaun” znaną u nas jako “Karzeł”? W piątej odsłonie cyklu zielony kurdupel terroryzuje początkujących czarnoskórych raperów. Mamy tu wszystkie motywy typowe dla kina o hiphopowcach. Za duże ciuchy z obszernymi kapturami, jaranie trawy, gorące panienki, czy alfonsa granego przez rapera Ice-T. Oryginalny podtytuł tej części brzmi “In the Hood”, czyli w kapturze, ale w Polsce za czasów VHS film ten krążył pod tytułem… “Karzeł na murzynowie”. Jebać polityczną poprawność.
Najbardziej jednak kuriozalny polski tytuł horroru należy do sequela amerykańskiego filmu o mściwym, morderczym duchu o tytule “The Boogey Man”. W epoce VHS w Polsce nosił tytuł “Kto się boi czarnego luda”. Skąd się on wziął? Nie mam zielonego, a właściwie czarnego pojęcia.
Przejdźmy teraz do najlepszego polskiego tłumaczenia tytułu horroru w historii. Mowa o krótkometrażówce pod tytułem “Snake Dick”. Film ten opowiada o dwóch dziewczynach, które zatrzymują się na stacji benzynowej. Dwóch rednecków postanawia zabawić się ich kosztem nie wiedząc, że kobiety dysponują pewnym dodatkowym, morderczym, syczącym organem. Gdybym to ja nadawał polski tytuł pewnie brzmiałby on “Wężowy kutas”, albo “Kutasi wąż”, ale ktoś kto go wymyślił przeszedł najśmielsze oczekiwania i nazwał go po prostu “Kutasssss”. Genialne w swej prostocie.