
13 dni do wakacji (2025) – recenzja polskiego horroru
22 lipca 2025Tagi: home invasion, polskie horrory
Mamy kolejny polski horror, który już wkrótce wchodzi do kin. Tym razem z gatunku, który jeszcze nie był eksploatowany w naszym kraju. Film o bardzo mocnym i dosadnym finale. Zapraszam do recenzji 13 dni do wakacji.
Paulina pod nieobecność ojca zaprasza znajomych na imprezę do swojej posiadłości. W pewnym momencie system alarmowy odcina wszelkie drogi wyjścia z domu. Co więcej telefony imprezowiczów tajemniczo znikają. Wkrótce napastnik w przerażającej masce urządza polowanie na nastolatków.
13 dni do wakacji to nowy horror w reżyserii Bartosza M. Kowalskiego znanego z obu części horroru W lesie dziś nie zaśnie nikt, Ostatniej wieczerzy, czy Ciszy nocnej.
Tym razem polski reżyser bierze na tapet gatunek home invasion, który do tej pory nie był eksploatowany w naszym kraju. Podobieństwa do slashera są oczywiste istotne są natomiast subtelne różnice. Przede wszystkim ważne jest tu naruszenie miru domowego i fabuła w całości rozgrywająca się wewnątrz domu.
W 13 dniach do wakacji jest to wielki, nowoczesny, dwupiętrowy dom wyposażony w monitoring, a także system zabezpieczeń, który w razie niebezpieczeństwa, bądź awarii samego systemu zamyka drzwi, a okna okala żelaznymi kratami. Pośród mrocznych korytarzy, piwnic i pokoi czai się morderca, który korzystając z różnorakiego arsenału nastaje na życie imprezowiczów.
13 dni do wakacji zaczyna się od sceny morderstwa, w którym zabity zostaje bezdomny w miejscowym parku. Zwłoki odnajduje Antek, młodszy brat Pauliny. Policja o dokonanie zbrodni podejrzewa byłem woźnego z pobliskiej szkoły, który przed rokiem zamordował swą rodzinę i zniknął bez śladu. W mieście zaczynają krążyć plotki, że woźny powrócił, aby zebrać krwawe żniwo. Kowalski buduje zatem legendę tajemniczego ciecia ze szkoły, aby widz się zastanawiał, czy aby to on nie jest tu głównym antagonistą.
Następnie poznajemy Paulinę, nastolatkę z typowymi problemami. Jej relacja z bratem jest dość wybuchowa. Antek oskarża ją o fakt, że matka od nich odeszła. Antek to typ samotnika i komputerowego geeka. Cichy i spokojny dzieciak, który woli siedzieć w swym pokoju i grać na kompie niż uczestniczyć w imprezie, którą organizuje Paula.
Na miejsce akcji wpadają jej znajomi. Typowa zbieranina szkolnych melanżowników. Najlepsze przyjaciółka Pauli, jej chłopak, nieśmiały ziomek i paru innych. Ta część filmu trwająca nieco przydługo opiera się na budowaniu bohaterów i relacji między nimi, oraz prezentuje imprezie, na której jest pite i ćpane. Pojawia się tu także wątek byłej dziewczyny jednego z bohaterów Magdy, która postanawia wbić się na imprezę terroryzując zebranych nożem. Wkrótce laska zostaje wyjebana z domu. Ale, czy aby na pewno? Ta część spokojnie mogła by być o połowę krótsza. Wiecie, nie ma tu nic specjalnego, ot ta kocha tego, ten rzucił tą, zaznaczone są relacje siostry i brata i pozostałych bohaterów między sobą.
Kolejny akt filmu to już horror home invasion, w którym zamaskowany sprawca dostaje się do domu i rozpoczyna mordowanie zebranych w nim nastolatków. Mamy tu klasyczne kalki jak rozdzielanie się bohaterów, żeby samotnego gościa mógł dorwać i zaszlachtować killer, szukanie broni, telefonów, sposobów opuszczenia budynku, czy w końcu prób pokonania antagonisty. Nakręcone jest to przyzwoicie, ale nie ma tu niczego, czego byśmy nie widzieli w zagranicznych przedstawicielach nurtu. Ta część najbardziej przypominała mi niskobudżetowe You’r Next, który z resztą szczerze polecam.
W takiej konwencji zrealizowana jest reszta 13 dni do wakacji. Technicznie jak to przyzwyczaił nas Bartosz Kowalski jest całkiem sprawnie. Ładna praca kamer, nieźle skomponowane kadry, intensywny color grading, mocne udźwiękowienie. Nie ma tu, co prawda żadnych fajerwerków, ale realizacyjnie jest bez zarzutów.
Młodzi aktorzy jakoś sobie radzą choć nie zawsze jest przekonująco. Czasami dialogi, czy ich gwałtowne reakcje wypadają mocno drewnianie, co wybija nieco z immersji. Na największą uwagę zasługuje tu Katarzyna Gałązka w roli Pauliny, która do zagrania ma najwięcej i najlepiej sobie radzi.
Postać mordercy wypada całkiem nieźle. Pamiętajcie, że to nie jest slasher, więc nie ma tu mowy o jakimś przerysowaniu i wielu chcrakterystycznych cechach. Ot to postać ubrana w czarny, taktyczny kombinenzon nosząca na twarzy dość przerażającą maskę. Pewnie jej wygląd nie byłby taki creepy, bo to w zasadzie zwykła twarz z dużymi oczami, gdyby nie była odwrócona o 180 stopni. Ciekawe, co reżyser chciał tym motywem zasugerować. Że nosząca ją osoba zmienia swą osobowość o 180 stopni? Być może.
Film miejscami stara się utrzymać w napięciu, choć są to właśnie raczej starania niż prawdziwy suspens. Morderca czai się na bohaterów w wielkim, mrocznym domostwie bawiąc się z nimi w kotka i myszkę. Jako narzędzi mordu używa zarówno paralizatora, noża jak i kuszy. Sceny morderstw są całkiem nieźle wyreżyserowane, a i krew kilkukrotnie gęsto się poleje. Efekty specjalne, w tym podrzynane gardła są wykonane wzorowo i stoją serio na światowym poziomie. Tutaj czapki z głów.
W dodatku reżyser sprawnie myli tropy co do tożsamości mordercy i jego motywacji. Czy jest nim zabójczy cieć ze szkoły, który powrócił, aby wykończyć Antka, który odnalazł jego poprzednią ofiarę? A może to zraniona Magda postanawia wykończyć byłego chłopaka i jego kolegów. A może to w końcu ktoś zupełnie inny?
Trzeci akt, który moim zdaniem jest najmocniejszym punktem przynosi zaskakującą odpowiedź i kończy się mocną sceną, która na myśl przywodziła mi pamiętne Funny Games Michaela Haneke. Samo zaś zakończenie pozostaje otwarte. I rozumiem, co reżyser chciał przez nie powiedzieć, ale chyba bym wolał, żeby go nie było. Dzięki temu film byłby dosadniejszy i mocniej walił po mordzie.
Cieszę się, że mamy w Polsce kogoś takiego jak Bartek Kowalski, który nie boi się sięgać po kino grozy traktowane przez innych jako persona non grata. Mimo, że miewa filmy lepsze i gorsze to każdy jest jakiś, a to już coś. 13 dni do wakacji to kalka nie pokazująca wiele nowego, ale ogląda się ją bez znudzenia, trzeci akt wynagradza wolniejszą pierwszą połowę, a zakończenie wybrzmiewa gorzkimi nutami jeszcze długo po seansie.