Granice wytrzymałości (2023) recenzja
4 października 2024Tagi: home invasion, survival horror
Reżyseria: Alan Scott Neal
Kraj produkcji: USA
Nancy to nastolatka w ciąży, która pracuje w lokalnym barze. Podczas swej zmiany naraża się kilku wyrostkom na motorach. Gdy rozpoczyna się jej nocna zmiana Nancy pozostaje sama w budynku. Wkrótce zamaskowani napastnicy rozpoczynają szturm na jej miejsce pracy.
Granice wytrzymałości nie odkrywa gatunku home invasion na nowo. Pokazuje po prostu tą samą historię w nowych szatach zmieniając miejsce akcji z domu na przydrożny bar. Nie oznacza to jednak, że nie zostaniemy tu zaskoczeni zarówno samą fabułą, jak i konstrukcją fabularną, która w połowie filmu zamienia się w retrospekcję.
Film ma delikatny sznyt stylizujący go na lata 80te. Bar wygląda jak żywcem wyjęty z jakichś Straconych chłopców, przygrywa nam syntezatorowa muzyka, nawet sympatyczna, choć miejscami całkowicie bezmyślna główna bohaterka wydaje się bardziej zainteresowana minionymi epokami niż współczesnością. Na plus także całkiem sporo rozlanej krwi, choć bez przesadyzmu.
To mógłby być bardzo przyjemny scenariusz, gdyby nie morze dziur, płycizn, głupotek i nierealistycznych zachowań. Nie ma tu 5 minut, w których nie padłaby jakaś bzdura. Gdyby takowe pojawiały się rzadziej można by przymknąć oko, ale niemal przez cały seans, aż zgrzytałem zębami prze tą lawinę nielogiczności posklejaną na gafer.