W lesie dziś nie zaśnie nikt (2020)
22 marca 2020Reżyseria: Bartosz M. Kowalski
Kraj: Polska
W lesie dziś nie zaśnie nikt miało wejść do kina w piątek, 13go marca 2020. Niestety przez epidemię koronawirusa została ona przełożona, a niespodziewanie 20go marca film wskoczył na Netflixa.
Zapowiadano go jako pierwszy polski horror, co jest oczywiście bzdurą, ale każdy nowo wychodzący polski horror jest reklamowany jako pierwszy, chociażby takie koszmarki jak “Legenda” Mariusza Pujszo, czy “Pora Mroku” Kuczeriszki. Reklamowany też jako pierwszy polski slasher i można się z tym nawet zgodzić jeśli nie uznamy za slasher “Piotrek 13go”, który był parodią.
Recenzję W lesie dziś nie zaśnie niekt obejrzysz również na Youtube
Fabuła opowiada o grupie dzieciaków, które przyjeżdżają na letni obóz Adrenalina, na którym będą bawić się z harcerzy, a wszelkie technologie (w tym komórki) muszą przekazać opiekunom. Widzowie skupiają się na małej grupce z nich, którzy są klasyczną zbieraniną sztampowych bohaterów: osiłek, śmieszek, gruby Nerd który wygłosi parę zabawnych, nerdowskich tekstów, szara myszka, seksowna blondyna, która rzecz jasna musi pokazać cycki i ich dorosła opiekunka. Wybierają się do lasu, z którego rzecz jasna już nie powrócą. Na miejscu grasuje redneck killer, który nie pozwoli sobie by intruzi pałętali się po jego terenie.
Ten film to nic nowego, klisza goni kliszę, a sztampa sztampę. Ale nikt tu nigdy nie obiecywał, że dostaniemy coś innego, że reżyser kręci film innowacyjny. Ciężko wymyślić coś nowego w gatunku, który ma już 50 lat. To po prostu jego adaptacja na polskie warunki. Znajdziemy tu inspiracje, czy wręcz dosłowne kalki “Piątków 13go”, “Wzgórza Mają Oczy”, “Wrong Turn”, “Martwe Zło”, a nawet nawiązanie do Lovecrafta, a dokładnie do opowiadania “Kolor z Przestworzy”. Widać, że reżyser Bartosz Kowalski jest fanem gatunku, co z resztą podkreśla w wywiadach. Nakręcił nawet kilka lat krótkometrażowy slasher dla Showmaxa “Zacisze”.
Jak widzimy nic nowego tu nie ma, ale o dziwo ogląda się to nieźle. Po pół godzinnym wprowadzeniu i zapoznaniu bohaterów zaczyna się rzeź i ganianka po lesie z mordercami. A jest na co tu patrzeć. Doczekaliśmy się swojego Jasona Voorheesa skrzyżowanego z Victorem Crowleyem. Bad guy jest zrealizowany wzorowo: wielki, gruby, zmutowany redneck pełen narośli, czyraków i bąbli rozprawiający się z gawiedzią przy pomocy topora. Serio, charakteryzacja jest tak dobra, że spokojnie dorównuje zachodnim produkcjom. Spodziewałem się, że przez braki budżetowe zabójca będzie pokazany jedynie przez mignięcia, gdzieś w mroku, a tu niespodzianka. Widzimy go długo, w pełnym świetle ze zbliżeniami i szczegółami.
Krwawe sceny również nieźle zrealizowane: mamy tu przepoławianie toporem, dekapitacje, rozczłonkowanie i inne atrakcje obficie zroszone posoką. Problem w tym, że każde z zabójstw jest dokładna kalką z innych horrorów jak np. zabójca napierdalający o drzewo śpiworem z ludzką zawartością. Nie wiem, czy było to zagranie w stylu “zajebię sceny z innych filmów, może nikt się nie zorientuje”, czy jednak “zajebię sceny z innych filmów mam nadzieję, że się zorientują”, ale stawiałbym na to drugie zważywszy, że film jest bardzo intertekstualny i masa tu nawiązań do gatunku. Wkrótce potem jako pierwsza osoba ginie ta, która uprawiała seks…
Przed premierą wylało się fala hejtu, że w filmie główną rolę gra Julia Wieniawa. Dla mnie to aktorka zupełnie randomowa, widziałem ją tylko w jakimś gównie od Vegi, którego nawet nie zmęczyłem do końca. Tutaj poradziła sobie nieźle, nie mogę się do czegokolwiek przyczepić, poradziła sobie z rolą bardzo dobrze. Zobaczymy tu także Mirosława Zbrojewicza w roli starego listonosza, który wie najwięcej, w małej roli policjanta korzystającego z usług miejscowych ssaków leśnym Olafa Lubaszenko, Piotra Cyrwusa jako księdza, czy Wojciecha Mecwaldowskiego jako kierownika obozu – tutaj szkoda, że jego postać nie została rozwinięta i pojawia się tylko na początku.
Realizacyjnie film ma swoje mankamenty, choć nie jest źle. O charakteryzacji i gore już wspominałem, ale nie przekonał mnie do siebie montaż, a muzyka z pewnością nie jest nijaka, ale częściej irytuje i wybija z rytmu niż buduje klimat. Aha i są cycki.
Widziałem komentarze na necie, że to nie horror tylko komedia. Ale tak może stwierdzić chyba tylko 15letnia siksa, która ryja cieszy zawsze. “W lesie dziś nie zaśnie nikt” to pełnoprawny horror, i mimo kilku zabawnych scen, czy tekstów wciąż to kino grozy pełną gębą.
Bartosz Kowalski nakręcił samoświadomoą laurkę dla fanów horrorów. Sklecona z pożyczonych motywów, ale zrobiona z sercem. Nieco koślawa, ale i szczera. Nie jest to horror, na którym będziecie się bać, czy odczuwać atmosferę zagrożenia, ale jest to dobra rozrywka do obejrzenia ze znajomymi przy piwie i popkornie. Miejmy nadzieję, że ten film otworzy drogę dla polskiego kina grozy.