Pieprz mojego syna (2025) – recenzja

Pieprz mojego syna (2025) – recenzja

31 października 2025 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Ocena: 6/10
Tagi: czarna komedia

Reżyseria: Todd Rohal
Kraj produkcji: USA

Kobieta wraz z małą córką zostają porwane sprzed supermarketu. Budzą się związane w chatce. Starsza kobieta, która je porwała obwieszcza, że matka musi uprawiać seks z jej synem, w przeciwnym wypadku obie pożałują. Problem w tym, że syn bardziej przypomina potwora niż człowieka.

Pieprz mojego syna to mocny komediohorror z humorem pełnym przegiętych scen i całkowicie pozbawiony dobrego smaku. No, bo główna bohaterka musi uprawiać seks z połączeniem goonisowego Slotha z wielkim czyrakiem, z którego sączy się śluz, jego penis wygląda jak olbrzymia macka, a w majtkach zalęgły się robaki.

Video nasties: zakazane filmy książka

Matka musi walczyć o przetrwanie swoje i córki, ale wygląda na to, że nie wymiga się ze stosunku z monstrum. Humor tu miejscami jest absurdalny, chwilami ohydny, ale cały czas jadący po bandzie.

Pieprz mojego syna to satyra na piwnicznych inceli, którym to matki załatwiają randki, gdyż sami nie wyłoniliby nosa zza koputera. To produkcja pokazująca hipokryzję zatwardziałych chrześcijan. To również film, który wpisuje się w nurt horrorów o morderczych rodzicielkach. To w końcu horror pełen obrzydliwych praktycznych efektów specjalnych i komedia, którą mogą polubić miłośnicy Sausage Party, czy Teda.

Nie polecam nikomu. Chyba, że poczuliście się zaintrygowani. Wtedy przygotujcie wiadro na wymioty i odpalajcie film. Jednak ostrzegałem.

Zobacz również