Obcy: Ziemia – recenzja

Obcy: Ziemia – recenzja

7 października 2025 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Ocena: 6/10
Tagi: science fiction

Dziś przyjrzymy się pierwszemu sezonowi serialu Alien: Earth, czyli Obcy: Ziemia. Serial ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Jest w nim sporo rzeczy, które mi się podobały i takie, które zupełnie mi nie podeszły. Uwaga: pojawią się tu spojlery.

Recenzję Obcy: Ziemia obejrzysz także na Youtube:

 

Przyszłość. Ziemia. Megakorporacje walczą o dominację na Ziemi. Jedna z nich, Prodigy transferuje umysły terminalnie chorych dzieci w ciała robotów. Tak powstają hybrydy. Wkrótce w mieście należącym do Prodigy rozbija się statek kosmiczny korporacji Wayland-Yutani przewożący na pokładzie obce organizmy. Prodigy za pomocą hybryd przechwytuje obcych i przewozi do swej bazy nazwanej Nibylandia, aby przeprowadzać na nich eksperymenty. Te jednak wkrótce się wydostają i zaczynają siać zniszczenie.

Mamy w serialu zatem korporację Prodigy rządzoną przez małolata, który uważa się za Piotrusia Pana. Pozwólcie zatem, że będę go tak nazywał. Piotruś to gość z ewidentnymi problemami. Autystyk z masą chorób psychicznych i przerostem ego. No i z gościem mam pierwszy problem.

Nie kupuję tego, że małolat, max dwudziestoparolatek z tak zwichrowanym umysłem dorobił się bilionów dolarów i jest w stanie przewodzić megakorporacji. W jaki sposób? Gość sprawia wrażenie jakby nie potrafił sam zrobić sobie śniadania.

Tworzy on hybrydy, czyli syntetyczne ciała, w które przelane zostają umysły terminalnie chorych dzieci. Mamy zatem dorosłych bohaterów, ale o umysłach dzieci.

Sądzę, że za kilkadziesiąt, max kilkaset lat nie będzie to fikcją naukową, ale rzeczywistością. Uważam, że to ciekawe spojrzenie na temat androidów znanych z serii i ich początki. Powiew świeżości dla uniwersum, że twórcy skupiają się na nich, nie zwykłych ludziach.

Wtem w jednym z miast zarządzanych przez Prodigy rozbija się wielki statek kosmiczny przewożący obce organizmy, w tym xenomorphy i jaja obcych. I tu zaczyna się kolejny zgrzyt. No bo Piotruś Pan, którego firma warta jest biliardy bardzo chce te organizmy zdobyć, gdyż wie, że za ich pomocą pomnoży jeszcze swą fortunę. Problem w tym, że wysyła po nie nowostworzone hybrydy.

Czaicie? Gość chce przechwycić ładunek za miliardy dolarów, dodajmy, że śmiertelnie niebezpieczny ładunek i wysyła po nie dzieci. Ja wiem, że jako syntetyki są niezwykle silni, wytrzymali itd. Ale to wciąż umysły dzieci, które boją się choćby pająków.

Facet powinien wysłać kilka oddziałów przeszkolonych marines, a gdy ci zginą wysyłać kolejnych i tak do skutku. No, ale serio dzieci? Które nie są przeszkolone? Które dopiero otrzymały nowe ciała i jeszcze nie potrafią z nich korzystać? Nie znają ich pełni możliwości? Z tym mam największy problem.

Mimo to pierwszy i drugi odcinek są jednymi z lepszych. Sporo tu akcji, przedzierania się zarówno przez rozbity statek kosmiczny jak i ruiny wieżowca, po którym grasuje dorosły xenomorph. No oglądało się to zajebiście.

Bardzo podobała mi się obsada. Każdy z dorosłych aktorów był mega charakterystyczny.

Samuel Blenkin, który wcielił się w Piotrusia Pana jest dość niepokojący i świetnie gra czuba. Przypominał mi Sida z Epoki Lodowcowej. Ale jak wspominałem jego postać jest zbyt przerysowana i jej po prostu nie kupuję.

Fajnie zagrali także bohaterowie wcielający się w hybrydy. Podobało mi się ich aktorstwo. Ich mimika, ruchy przypomianają te dziecięce, a patrzymy przecież na dorosłe ciała, więc wywołuje to w widzu dysonans poznawczy.

Sydney Chandler w głównej roli Wendy jest zjawiskowa i po prostu słodka. Podoba mi się jak przechodziła przemianę od niepewnego dziecka i kochającej siostry po zdeterminowaną i zbuntowaną mścicielkę.

Ale znów nie kupuję kilku faktów z nią związanych.

Przede wszystkim jej zdolności do manipulowania każdym elektrycznym urządzeniem podłączonym do sieci. Daje jej to w zasadzie nieograniczone możliwości. A gdy takie się pojawiają suspens zaczyna leżeć i kwiczeć.

Video nasties: zakazane filmy książka

Fakt, że w pierwszym, czy drugim odcinku, gdy jeszcze nie zna możliwości własnego syntetycznego ciała w pojedynkę bez przeszkód pokonuje dorosłego xenomorpha podczas, gdy ten wyrżnął oddział marines również jest mało wiarygodny.

Na koniec nie do końca mnie przekonuje jej zdolność porozumiewania się z xenomorphem. Zrobienia z niego wręcz swojego pupila. Ja xenomorphy zawsze traktowałem jak gady, a te nie mają empatii, nie da się ich wytresować, nie żywią żadnych uczuć, mają jedynie instynkt. Obcy to gatunek dziki i ekstremalnie agresywny. Nie ma znaczenia że bohaterka z nim rozmawiała od małego. No i gdy widzę Wendy jak rozkazuje dorosłemu obcemu i go nawet mizia po ryju to coś we mnie umiera.

Ciekawą postacią z początku wydawał się android Kirsh sportretowany przez Timothego Olyphanta. Gośc o aparycji Billego Idola od razu mi się spodobał. Ta jego chłodna kalkulacja, błysk w oku, rozsądek i… knucie.

Oj liczyłem na ten wątek buntu. Być może szpiegostwa na rzecz innej korporacji. Jednak budowany wątek kończy się dosłownie po 15 minutach i widz pozostaje z pytaniem: to tyle? Serio tak go spłaszczyli? Niewykorzystany potencjał.

Najciekawiej prezentuje się chyba cyborg Morrow, który jest ulepszonym człowiekiem. Bo jest najbardziej autentyczny. Wbił sobie do głowy wierność dla Wayland-Yutani i idzie po trupach do celu będąc twardym skurwysynem bez krztyny sumienia.

A jak już jesteśmy przy Wayland-Yutani to podobała mi się ta korporacja, choć za dużo jej tu nie było. Ale jestem w stanie uwierzyć, że osiągnęła takie rozmiary, gdyż przechodził z babki na matkę, z matki na córkę. Być może przez stulecia. Podobał mi się wątek konkurowania Wayland-Yutani z Prodigy i jestem ciekaw jak to wszystko się potoczy.

Problem mam za to z tym nieszczęsnym Prodigy. Że jest dowodzone przez krnąbrnego dzieciaka to już mówiłem. Ale jego placówka badawcza zwana Nibylandią sprawia wrażenie jakby to było szkolne labolatorium nie olbrzymia nowoczesna baza naukowa.

No bo zobaczcie ile tam pracowników widzimy. W takich placówkach Intela, czy innej Tesli są setki naukowców, tysiące robotników. A w Prodigy? Kilkanaście osób na krzyż.

Co więcej bawią mnie te odniesienia do Piotrusia Pana i Nibylandii. Ludzie spuszczają się w recenzjach jakie to głębokie i zawoalowane. Doszukują się ukrytej głębi i filozoficznego katharsis. A dla mnie ten wątek jest tak łopatologiczny i dosłowny, że bardziej już nie dało się tego przedstawić.

Co więcej dobija mnie poziom zabezpieczeń (i nie tylko w bazie, ale też na statku kosmicznym). Ekstremalnie groźne i nieznane obce formy życia trzymane są w zwykłych klatkach. Bez większych zabezpipeczeń, podwójnych śluz, automatycznego odcięcia dróg ucieczki. Wiecie o czym mówię?

Zabezpieczenia w placówkach zostały pomyślane tak nierealistycznie, żeby dało się je łatwo złamać i pchnąć fabułę do przodu. Straszne pójście na łatwiznę.

Bardzo podobały mi się natomiast nowe stwory. Zawsze to urozmaicenie. W dodatku pasują do uniwersum. Mięsożerna roślina, muchy plujące kwasem, kleszcze wysysające całą krew. Nadawało to większej grozy produkcji. No bo xenomorphy już dobrze znamy. A te były czymś nowym. O ich funkcjach biologicznych czy sposobach ataków nie wiedzieliśmy nic, więc wywoływały dyskomfort. Najbardziej zaś kozacki był t-oculus, który nazywam Oczlikiem. Mały skurczybyk, oko z mackami wchodzące w oczodół. Jestem pewny, że ten szkrab jeszcze namiesza w kolejnych sezonach.

Podobało mi się także pokazanie cyklu życiowego xenomorphów. Od facehuggera przez chestburstera hodowanego w płucu w zbiorniku wodnym po dorosły okaz. Świetne też było buszowanie dorosłego osobnika po dżungli w ostatnich odcinkach.

O tym jeszcze nie wspomniałem, ale cieszę się że Obcy: Ziemia olewa Prometeusza i Obcy: Przymierze, które były według mnie słabe i wprowadzały niepotrzebne wątki Inżynierów, czy Davida, który to stworzył Xenomorphy. Ja wiem, że te filmy mają fanów, ale moim zdaniem strasznie upraszczają i rozjebują uniwersum tworząc z niego jakieś miałkie fantasy, a nie horror science fiction, w którym pewna doza tajemnicy nie powinna być nigdy odsłonięta.

Najbardziej podobał mi się odcinek 5. Bo był najbezpieczniejszy. Dostaliśmy powtórkę z oryginalnego Obcego, ale nasączonego nowymi wątkami jak złowrogi cyborg, nowe potwory, zdrada jednego członka załogi. Spokojnie mógłbym obejrzeć cały sezon w tym klimacie. Oczywiście, gdyby dołożono do niego odpowiednio dużo nowego, ale z szacunkiem dla filmu z 1979 roku.

Problem mam jednak z dalszymi odcinkami i finałem. Niby wszystkie wątki się pozazębiały, ale czuję że strasznie poszli na łatwiznę. Wiecie, choćby takie uproszczenia jak dwóch małolatów niesie zwłoki przez dżunglę i nikt tego nie zauważa łącznie z tabunem żołnierzy. Czy olbrzymia wyspa po której lata nowo wykluty obcy długości pół metra i udaje się go znaleźć i złapać w siatkę. Cały finał opiera się na takich banałach. Chociaż finałowy bunt hybryd jak najbardziej ok.

Podsumowując Obcy: Ziemia to serial nierówny. Od strony wizualnej jest pierwsza klasa. Wielki statek jak rozbija się w mieście czuć jego ciężar i zakres zniszczenia. Korytarze placówki są industrialne, a jednak toporne jak wnętrze Nostromo. Dobór aktorów i aktorstwo wiarygodne.

Ale za dużo tu słabych pomysłów, czy wątków rozpisanych na kolanie. Mogło być znacznie lepiej. Ale też mogło być znacznie gorzej. Obcy: Ziemia wisi gdzieś pomiędzy. Generalnie serial na plus. Z chęcią obejrzę kolejne sezony. Każdy odcinek oglądałem z zainteresowaniem, bez cienia znudzenia. Tylko zbyt często był facepalm, co scenarzyści odwalili.

Zobacz również