Human Centipede – omówienie serii
15 lutego 2023Dziś opowiem Wam o najobrzydliwszej serii w historii kina. Przynajmniej według niektórych, bo mnie to już niewiele rusza.
O serii dla którego bezpośrednimi inspiracjami był “Hostel”, “Salo, czyli 120 dni Sodomy” Passoliniego i nazistowski zbrodniarz Joseph Mengele.
Dziś opowiem o trylogii “Ludzkiej Stonogi”.
Omówienie to znajdziecie także na Youtube:
Dwie turystki odwiedzając Niemcy łapią nocą gumę pośrodku lasu. W pobliżu odnajdują domostwo dziwacznego Dr. Heitera – specjalisty od rozdzielania syjamskich bliźniąt. Dziewczyny zamiast znaleźć pomoc stają się częścią nieludzkiego eksperymentu naukowca.
No pomysł nakręcenia “Ludzkiej stonogi” wpadł Tom Six, holenderski reżyser, który do tej pory miał zrealizowane jedynie 3 komedie zbierające raczej słabe noty. Pewnego razu Six siedząc ze znajomymi przed telewizorem rzucił żart o jakimś pedofilu z telewizji, że powinni go ukarać przyszywając jego ryj do dupska jakiegoś tirowca.
Ten niewinny dowcip zaczął kiełkować w umyśle Holendra i przerodził się w plan nakręcenia nie tyle jednego filmu, co całej trylogii bazującej na tym obleśnym pomyśle.
Film rozpoczyna się jak klasyczne amerykańskie produkcje, w których dwie ładne panienki trafiają do miejsca, które przypieczętuje ich los. Natrafiają na dom Dr. Heitera, który chce wprowadzić w życie swój diaboliczny plan. Chce bowiem połączyć trzy osoby w jeden organizm zszywając im usta z odbytami. W ten sposób ludzka stonoga posiadałaby jeden układ pokarmowy. Odchody wydalane przez osobnika A trafiałyby wprost do ust osobnika B, następnie te wydalane przez osobnika B trafiałyby do ust osobnika C i ostatecznie zostałyby wydalane na zewnątrz. Mimo, że w filmie nie ma ukazanego tego procesu, jest jedynie zasugerowany w jednej scenie, i tak całość pozostaje w umyśle widza materializując się w dość ohydną torturę.
Tłumaczenie oryginalny tytułu powinno brzmieć “ludzka skolopendra”, ale podejrzewam, że niewiele osób wie co to w ogóle jest, więc polski tytuł całkiem daje radę.
Na największe brawa zasługuje tutaj postać Dra. Heitera odgrywana przez Dietera Lasera, niemieckiego aktora o aparycji nazistowskiego zbrodniarza. Facet wygląda jak wysuszony Christopher Walken, ma przeszywające spojrzenie szaleńca, a jego germański akcent jednocześnie bawi i jeży włosy na plecach. Co ciekawe Laser ma ten akcent także, gdy mówi poza planem, więc to jego naturalna mowa. Aktor, który na swym koncie miał już kilkadziesiąt ról, ale raczej w nieznanych w Polsce produkcjach niemieckich. Wyjątkiem jest jego występ w “Królu Olch” u boku Johna Malkovicha.
Dr. Heiter to klasyczny szalony naukowiec chcący stworzyć ludzką stonogę za pomocą operacji chirurgicznej. I to właśnie ta operacja, a nie sam fakt bycia częścią dłuższego układu pokarmowego jątrzył we mnie najbardziej. Bo ingerencja chirurgiczna na ekranie w nikczemnym celu zawsze przyprawia o dreszcze. A Dr. Heiter nie tylko nacina usta i odbyty swych pacjentów, ale także majstruje im przy kolanach wycinająć rzepkę.
Nawet jak teraz o tym myślę bolą mnie nogi. Ciekawym zabiegiem było mianowanie głową stonogi, czyli pierwszym członem Japończyka, który nie mówi po angielsku. Gdy Dr. tworzy już swą hybrydę dziewczyny z wiadomych powodów nie mogę wydawać z siebie dźwięku poza pomrukami. A Dr. jak i widz nieznający japońskiego nie będzie miał pojęcia, o czym mówi mężczyzna. Stonoga więc w żaden sposób nie może komunikować się ze swym stwórcą, a także z nami.
Ale mimo, że przez większość metrażu protagoniści muszą poruszać się na czworakach z obandażowanymi twarzami poradzili sobie z rolami całkiem nieźle.
Tom Six opowiadał jak wyglądał kasting do filmu. Na przesłuchanie przyszło mnóstwo pięknych aktorek, a gdy Six nakreślił pokrótce scenariusz i jakie role będą miały do odegrania dziewczyny większość natychmiast opuściło pokój.
Na uwagę zasługuje strona realizacyjna filmu, który przykuwa wzrok swym profesjonalizmem. Łatwo można było pójść w tani pastisz przy takim scenariuszu jednak Six zachował pełną powagę, którą dopełnił bardzo ładnymi spokojnymi zdjęciami z szyn, czy wysięgników zamiast używać kamery “z ręki”. Produkcja Holendra w niczym nie ustępuje realizacyjnie amerykańskim filmom jak np. “Hostel”, na którym reżyser się nieco wzorował.
“Human Centipede (First Sequence)” to niezły film łączący opowieść o szalonym naukowcu z body horrorem. Produkcja miesza pomysł rodem z klozetowego dowcipu z jak najbardziej poważnym podejściem do tematu. W połączeniu z demonicznym antagonistą wychodzi mieszanka wybuchowa, której niejeden widz, nie był w stanie przełknąć tak jak środkowy segment stonogi swojego pierwszego posiłku. Tą część oceniam na 7 na 10.
Wkrótce po festiwalowych pokazach pierwszej części “Ludzkiej stonogi”, gdzie fani przyjęli produkcję Sixa entuzjastycznie holenderski reżyser wiedział już, że marzenie o części drugiej stanie się faktem. Six miał już opracowany z grubsza scenariusz. Miał on się znacznie różnić od poprzednika zarówno fabułą, jak i warstwą realizacyjną.
Martin jest stróżem na podziemnym parkingu. Jest także fanem filmu “Ludzka stonoga”. Pewnego razu rodzi się w nim plan samodzielnego stworzenia ludzkiej stonogi. Porywa więc ludzi ze swego miejsca pracy i przewozi do wynajętego magazynu, w którym chce zrealizować swój chory plan.
“Ludzka stonoga 2” różni się od części pierwszej jak dzień i noc. O ile “First Sequence” był klasycznie zrealizowanym hollywoodzkim filmem o tyle dwójka to już kino niezależne i niskobudżetowe, co widać na każdym kroku. Ale nie jest to bynajmniej wada.
Cały obraz zrealizowany jest w czerni i bieli. Niski budżet przejawia się zarówno w oszczędniejszej pracy kamer, montażu, efektach specjalnych jak i większej kameralności filmu. Na plan zdjęciowy składają się tylko trzy lokacje: dom Martina, podziemny parking, oraz wynajęty magazyn, w którym przetrzymuje swe ofiary. Akcji też tu jakby mniej, całość skupia się bardziej na psychologicznym aspekcie bohaterów. Podkreśla to surowość opowiadanej historii. Twórcy postawili na minimalizm, brak muzyki, statyczne ujęcia i czarno-białą konwencję.
Film mocno przypominał mi klimatem i wykonaniem niemieckiego shockera “Schramm” – również bardzo spokojny film o niespokojnych rzeczach popełnianych przez niedostosowanego psychola.
Obrzydliwości natomiast będzie tu więcej niż w części poprzedniej.Głównym bohaterem jest tu Martin. Brzydal i nieudacznik. Niski, gruby, łysy z wyłupiastymi oczami. Już sama jego aparycja napawa niechęcią. Molestowany w dzieciństwie przez ojca. Mieszkający z matką, która go nienawidzi. Jedynym promykiem szczęścia jest oglądany przez niego w kółko horror “Ludzka stonoga”.
Martina zagrał mało znany brytyjski aktor Laurence R. Harvey, którego kariera dopiero wystrzeliła po premierze tego filmu (choć wystrzeliła to chyba zbyt grube słowo). Rola Harveya jest wręcz oskarowa! Jego gra w połączeniu z odpychającym wyglądem jest bardzo przekonująca. Co ciekawe Laurence przez cały film nie wypowiada nawet jednego słowa. On chrząka, kaszle, sapie, wydaje nieartykułowane dźwięki, ale z jego ust nie pada żadne słowo. Robi to potężną robotę i stawia Martina w topce moich ulubionych złoczyńców.
Martin tak jest zajarany ludzką stonogą, że postanawia zmajstrować własną. Nie będzie się jednak bawił w subtelne porwania ludzi przy pomocy środków usypiających. Martin najpierw unieszkodliwia ofiary strzałem z pistoletu, następnie wali łomem w łeb i zawozi do swej meliny.
Marzenia Martina o stonodze sięga dalej niż doktora Heitera z jedynki: chce on stworzyć krocionoga aż z dwunastu osób. Przypomnijmy, że Martin nie jest uznanym chirurgiem jak Heiter tylko parkingowym cieciem. Jego operacja, więc będzie przeprowadzona chałupniczymi metodami przy pomocy noży kuchennych, kombinerek i dużej ilości gafry.
Jak wspominałem, gdy Martin przechodzi do realizacji dzieła będzie dość obrzydliwie. Dokonywanie tak newralgicznych operacji przez niechlujnego Martina przy pomocy prostych narzędzi (i bez znieczulenia) nie będzie przyjmne dla jego pacjentów. Gdy stonoga już powstanie nasz domorosły chirurg będzie chciał przetestować perestaltykę tworu. Jeśli analogiczna scena spożywania odchodów z jedynki Was brzydziła to Tom Six poszedł tutaj o krok dalej i gówno dosłownie tryska na ekran. Ale jest to warte uśmiechu tego uroczego bąbelka.
Ale ta scena to nie jedyne pojebane rzeczy jakie zobaczymy na ekranie. Nie wiem jaką wersję filmu widzieliście, ale na kilku, które sprawdziłem nie było jedenj ciekawej sceny. W niej Martin po stworzeniu już ludzkiej stonogi zaczyna gwałcić osobę, która stanowi jej ostatni segment. Mocne i pojebane.
Inny warty wspomnienia motyw to ten z kobietą w ciąży. Resztę pozostawię waszym domysłom.
W Wielkiej Brytanii, gdzie film był kręcony organizacja MPAA zabroniła dystrybucji kinowej i DVD filmu ze względu na ilość przemocy. Ostatecznie jednak zezwolono na dystrybucję nadając jednak dziełu Sixa kategorię 18+ po trzydziestu dwóch cięciach wycinając ponad 2,5 minuty materiału.
Co ciekawe wydano też ponoć wersję kolorową filmu. Nie widziałem, ale ciekawostka.
“Human Centipede 2 (Full Sequence)” w oczach większości widzów nie znalazło uznania. Obraz zbyt kameralny, niszowy i obrzydliwy zbytnio się różnił od stylu części pierwszej, która była bardziej przystępna. Osobiście uważam dwójkę za najlepszą część cyklu. Właśnie ze względu na jej brudny klimat, chore pomysły, a w końcu genialnego Laurence’a Harveya. Ode mnie ta część dostaje 8/10.
Kiedy wszyscy myśleli, że to koniec serii o ludzkim krocionogu (wszak dwójka nosiła podtytuł “Full Sequence”) Tom Six po czterech latach wypuścił kolejną, zdaje się że już ostatnią część.
Bill jest naczelnikiem więzienia w Stanach. Boryka się on z brakiem szacunku wśród więźniów i przemocą. Postanawia uratować sytuację wprowadzając program kastracji więźniów jednak ten okazuje się nieskuteczny. Jego księgowy Dwight, fan serii “Ludzka stonoga” podsuwa mu pewien pomysł.
Tom Six po raz kolejny całkowicie zmienia konwencję filmu. O ile jedynka była klasycznym horrorem, a dwójka bardziej stonowanym kinem autorskim w trzeciej części reżyser poszedł w stronę czarnej komedii, pastiszu, czy też groteski. Od razu muszę stwierdzić, że był to karkołomny pomysł.
Przez blisko połowę filmu śledzimy sfrustrowanego naczelnika – choleryka błądzącego po korytarzach więzienia wdającego się w pyskówki z osadzonymi.
W rolę naczelnika Billa wcielił się znany z części pierwszej Dieter Laser, co wydawać by się mogło fajnym mrugnięciem oka do fanów serii.
Z początku też mi się tak wydawało, ale jego rola jest tak koszmarnie rozpisana, że jego występ w trójce tylko psuł mi miłe wspomnienia po części pierwszej.
Naczelnik w jego wykonaniu to postać ze wszech stron irytująca, przeszarżowana, ale w złym znaczeniu tego słowa i po prostu męcząca. Niemal wszystkie kwestie są przez niego wykrzykiwane, jest osobą zupełnie nie wzbudzającą sympatii, a budżącą tylko odrazę. I to ponownie nie w ten sposób co w części pierwszej, gdzie był antagonistą, ale intrygującym, dającym się nawet polubić jako złol. Tu postać jest tak poprowadzona, że ciężko na niego patrzeć. A biorąc pod uwagę, że jest głównym bohaterem to nie bardzo jest tu kogo śledzić. Widzimy zatem Billa jak przechadza się po więzieniu obrażając więźniów, czasem kogoś potorturuje, obrazi swego księgowego Dwighta, czy poprosi sekretarkę o opierdolenie gały – w tej roli aktorka porno Bree Olson, którą możecie znać z takich filmów jak “Scooby Doo: A XXX Parody”, czy “Carolina Jones and the Broken Covenant”.
Bill borykając się z niezdyscyplinowanymi więźniami postanawia ich kastrować. Program ten niestety nie przynosi rezultatu. Jego księgowy Dwight Butler podrzuca mu pomysł, aby z więźniów zrobić ludzką stonogę.
W roli Dwighta zobaczymy znanego z drugiej części Laurence’a Harveya. Ponownie niby fajnie zobaczyć odtwórcę Martina w kolejnej części, ale innej roli tylko… jego postać też jest słabo rozpisana. O ile Bill jest przerysowanym schizofrenikiem tak o Dwightcie niewiele da się powiedzieć. Jest postacią drugoplanową i niewiele wnosi poza podrzuceniem pomysłu o ludzkiej stonodze.
Dużym problemem trzeciej części jest też scenariusz, który wydaje się nieprzemyślany, chaotyczny i bez dobrego pomysłu na rozwinięcie fabuły. Przez blisko godzinę śledzimy tylko męczącego bułę naczelnika i masę całkowicie nieśmiesznych rasistowskich, czy seksistowskich żartów zamiast to po co film oglądamy, czyli tworzenie krocionoga z ludzi.
W końcu jednak na spacerniaku powstaje wielki namiot medyczny, gdzie już całe grupy chirurgów tworzą ponad stuosobową skolopendrę i… ani to ziębi, ani grzeje. Ot długaśny konstrukt wije się po dziedzińcu i w zasadzie tyle.
Tomowi Sixowi chyba uderzyła za bardzo woda sodowa do głowy po sukcesach poprzednich części. Sam nawet wystąpił w filmie grając siebie samego jako konsultant przed przystąpieniem prac chirurgicznych.
Niestety nie wystarczy, żeby film był częścią popularnej serii, aby spodobać się fanom. Nie wystarczy, że w głównych rolach obsadzi się znane i lubiane nazwiska. Jeśli się nie ma dobrego scenariusza i pomysłu na postaci nic z tego nie wyjdzie.
Owszem, w końcu w filmie pojawia się kilka obleśnych scen jak kastracja jednego z więźniów, czy strzał z pistoletu w otworze na stomę. Ale to zdecydowanie zbyt mało, żeby uratować film. Fabuła wieje nudą i się po prostu wlecze, a bohaterowie irytują.
Smutne zakończenie historii. Ode mnie film dostaje 3/10.
Seria “Ludzka stonoga” przeszła ciekawą drogę.
Zaczynała jako szalony pomysł niedoświadczonego filmowca, który dopiął swego i zrealizował naprawdę chory film, który ludzie kochali i nienawidzili.
Druga część była jeszcze mroczniejsza i brutalniejsza, ale oszczędna forma spowodowała, że pozostali przy niej tylko najwierniejsi fani.
Część trzecia to zmierzch serii. Część niepotrzebna, której nie docenił już chyba nawet pojedynczy fan serii.