Dobre horrory 2024
6 stycznia 2025Witam w zestawieniu dobrych horrorów z 2024 roku. Nie jest to zestawienie najlepszych tytułów (takie pojawi się wkrótce). To zestawienie zawiera filmy, które były ciekawe, które były jakieś, które zasługują na uwagę. Po prostu dobre i straszne horrory z roku 2024.
Zestawienie dobrych horrorów obejrzysz także na Youtube:
Loop Track
Ian, znerwicowany odludek chce uciec od ludzkości i wyrusza w samotną wyprawę po lesie Nowej Zelandii. Na trasie niestety napotyka innych podróżników, którzy do niego dołączają. W pewnym momencie jednak wśród gęstwiny zaczyna dostrzegać także coś niepokojącego.
“Loop Track” to horror psychologiczny, w którym nie wiadomo, czy Iana ściga jakiś wrogo nastawiony mężczyzna, potwór, duch, a może to tylko jego wybujała wyobraźnia? Może to napotkani turyści nie są tymi za kogo się podają.
“Loop track” opowiada o bardzo znerwicowanym facecie, który za wszelką cenę próbuje stronić od ludzi. Gdy spotyka gadatliwego ekstrawertyka Nicka jego wycieczka robi się trudna do zniesienia. Mężczyźni razem podróżują przez las noce spędzając w rozsianych chatach. Jednak Ian w pewnym momencie zaczyna dostrzegać w oddali postać, która mu się przygląda. Mężczyzna wpada w paranoję i nie wie już komu można ufać.
Film jest sprawnie nakręcony, nieźle zagrany i długo trzyma w niepewności. Akcja przyspiesza w ostatnich dwudziestu minutach, w których reżyser wykłada niemal wszystko na tacy. I mimo, że rozwiązanie jest proste mi całkiem się podobało.
Omen: Początek
Fabuła filmu opowiada o Margaret, młodej Amerykance, która zostaje wysłana do Rzymu, aby zostać zakonnicą. Czekając na święcenia otrzymuje pracę w sierocińcu, w którym poznaje młodą Carlitę. Dziewczynka jest cicha i zachowuje się dziwnie. Wkrótce okazuje się, że sierociniec skrywa wiele mrocznych tajemnic związanych m.in. z Carlitą.
Jak widać fabuła odkrywcza specjalnie nie jest. Ważne są jednak szczegóły, to co na drugim planie. Chociażby wątek odkrywania w sobie kobiecości głównej bohaterki, czy poświęceniu swego ciała służbie bogu.
Szanuję nowy Omen za nie epatowanie tanimi straszydłami i wyświechtanymi jump scares. Klimat grozy jest tu budowany zgrabnie opowiadaną historią, która im dalej w las tym się zagęszcza, gmatwa i robi, coraz bardziej mroczna.
Zasługa to wiarygodnego osadzenia historii. Film rozgrywa się w Rzymie początku lat 70tych targanym protestami i zamieszkami młodych ludzi, którzy buntują się wobec skostniałym autorytetom, w tym kościołowi. Margaret jest wiarygodnie rozpisaną ciekawą postacią z bagażem doświadczeń. Dzięki temu reżyser utrzymuje pewną dozę niedopowiedzenia. Czy przyszła zakonnica faktycznie odkryła diabelski spisek, czy też wybujała wyobraźnia płata jej figle, a przerażające wizje są efektem traumy z dzieciństwa.
Zaserwowano nam także garść smakowicie nakręconych scen grozy, coby wspomnieć chociażby o samospaleniu jednej z zakonnic, czy iście cronenbergowskiej scenie porodu.
W zalewie słabych kinowych horrorów film ten ma do zaoferowania ciekawą historię, niezły rytm, audiowizualne smaczki i garść scen, które opływają w krwi i śluzie.
Kod zła
Agentka FBI Lee Harker prowadzi dochodzenie w sprawie tajemniczego seryjnego mordercy, który od 30 lat zmusza przypadkowe rodziny do zabijania siebie nawzajem. Jedyny trop to pozostawione na miejscu zbrodni zaszyfrowane listy. W toku śledztwa wychodzi, że przeszłość Harker może mieć związek z zabójcą.
Oz Perkins kilka razy już pokazał nam, że potrafi kręcić horrory jakieś. Może nie każdego jego styl kupi, ale przynajmniej ma jakiś styl, a w mojej opinii niezły Jego filmy cechuje niespieszne tempo, senna atmosfera, gęsty klimat, oraz audiowizualna maestria. Podobnie było i tym razem.
Longlegs nazwałbym połączeniem Milczenia owiec z Omenem. To typowy thriller, w którym agentka FBI prowadzi śledztwo wymykającemu się jej seryjnemu mordercy.
Bardzo dobrze wypadają tu kwestie audiowizualne. Kolorystyka filmu jest chłodna, praca kamer spokojna, aktorstwo naturalistyczne, obraz jakby nieco chropowaty. Jest tu cała masa ładnie skomponowanych kadrów, w których dominuje symetryczność, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Małgosi i Jasia tego reżysera. Nakręcony jest po prostu prima sort.
Duże wrażenie robi także duet głównych bohaterów, czyli Maika Monroe znana z Coś za mną chodzi w roli pani detektyw Lee Harker i Nicolas Cage w roli demonicznej fana rocka, którego wygląd i zachowanie są całkiem przerażające.
Może i Longlegs miejscami fabularnie niedomaga, ale ciężko odmówić mu ponurego klimatu.
Krazy House
Krazy House to historia typowe amerykańskiej rodziny z przedmieść. Bernie jest ojcem rodziny, zagorzałym katolikiem. Jego żona to pracoholiczka, a dzieci mają masę problemów. Pewnego dnia Bernie wzywa do prac remontowych kilku rosyjskich robotników, co przeistacza się w krwawy festiwal makabry.
Krazy House to prawdopodobnie najbardziej kreatywny horror roku przypominający nieco Late Night with the Devil, ale idący o dwa kroki dalej.
Pierwsza godzina filmu to kiczowaty, nieśmieszny sitcom w stylu lat 80tych. Coś pokroju Alfa, czy Świata według Bundych. Typowe problemy typowej amerykańskiej rodziny z podłożonym śmiechem publiki.
Film przedstawiony w typowym telewizyjnym formacie 4:3 z wypłowiałymi kolorami i zniekształceniami jak na kasecie VHS, którą po 30 latach znaleźliśmy w garażu i postanowiliśmy zobaczyć, co na niej jest. W pewnym jednak momencie konwencja zmienia się o 90, a następnie o 180 stopni. Otrzymujemy wtedy krwawy spektakl pełny niepoprawnie politycznych scen, a Bernie z fajtłapowatego chrześcijanina zmienia się w tykającą bombę.
Na uwagę zasługuje tu para głównych bohaterów. Berniego gra bowiem znany z Wysypu żywych trupów, czy Hot Fuzz Nick Frost, a jego żonę Alicia Silverstone – ikona lat 90tych.
Krazy House to jazda bez trzymanki choć raczej kupią go widzowie wychowani na Pełnej Chacie niż młodsza widownia.
Niepokalana
Cecilia przybywa do włoskiego hospicjum dla zakonnic, aby złożyć śluby, zostać zakonnicą i opiekować się umierającymi. Na miejscu zaczyna niepokoić ją dziwne zachowanie personelu, w szczególności ojca Tedeschi. Pewnego dnia Cecilia zachodzi w ciążę bez odbycia stosunku. Od tego momentu jest traktowana w placówce jak święta.
Nie wiem kto tu od kogo zrzynał, ale “Niepokalana” ma tak wiele punktów wspólnych z “Omen: początek”, że ciężko mówić o przypadku. A może formuła horroru religijnego już dawno się wyczerpała?
“Niepokalana” eksploatuje lęk przed mrocznymi tajemnicami kościoła. Zakonnice zamknięte w zakonach wystawione są na pastwę podstarzałych, sadystycznych dostojników. Film przede wszystkim trzyma tempo, nie ma w nim żadnych przestojów akcji.
Fabuła również jest sprawnie poprowadzona. Nie ma tu wyświechtanych duchów, a mroczny spisek. Główna bohaterka czuje się coraz bardziej osaczona, a całość jest zwieńczona niezłym, mocnym i krwawym finałem.
Warstwa realizacyjna stoi na zadowalającym poziomie, od sprawnej pracy kamer, ładnych scenografii po niezłe udźwiękowienie. Aktorzy również agrali przekonująco, w tym rzecz jasna znana z “Euforii” Sydney Sweeney, której w sakralnych ciuszkach bardzo do twarzy.
“Niepokalana” to film prosty, głupiutki, szybki i czysto rozrywkowy. Taka prosta rozrywka w stylu horrorów z lat 80tych, w których niedostatki fabularne nadrabiają klimatem.
Terrifier 3
Sienna po tragicznych wydarzeniach z części drugiej wyleczyła rany, ale urazy na psychice zostały. Teraz wprowadza się do swej ciotki, która mieszka z mężem i małą Gabbie. Clown Art nie przepadł jednak na dobre i wraz ze swą pomocnicą Victorią Heyes terroryzuje mieszkańców małego miasteczka w okolicach Bożego narodzenia.
Serię Terrifier albo się kocha, albo nienawidzi. To nie jest film dla wszystkich. Ta część jest praktycznie pozbawiona fabuły. W sumie fabuły również niewiele było w poprzednich odsłonach. Terrifiera ogląda się jednak z dwóch innych powodów.
Przede wszystkim clown Art sportretowany przez Davida Howarda Thorntona. To postać zajebiście charakterystyczna i zabawna. Łączy makabrę z niewybrednym humorem, potrafi był zarówno śmieszny jak i przerażający.
Drugi powód, być może ważniejszy to nagromadzenie szczegółowo ukazanych obrzydliwych scen gore. I na tym polu Terrifier 3 nie zawodzi. Zaczyna się już od mocnego pierdolnięcia, kiedy Art wręcz ćwiartuje bohaterów. A dalej wcale nie jest gorzej wliczając w to scenę pod prysznicem z wykorzystaniem piły mechanicznej.
Reżyser stara się również rozbudowywać mitologię Arta. Jego postać dostaje nieco więcej backgroundu, Leone uchyla rąbka tajemnicy jeśli chodzi o jego motywacje, dostajemy z nim wiele scen, które pokazują w jaki sposób działa. Ale równie dużo czasu antenowego otrzymuje Victoria Heyes, czyli bohaterka pierwszej części, której Art zjadł twarz. W dwójce ona też się pojawia, ale dopiero tutaj otrzymuje należycie dużo uwagi. Jest główną antagonistką zaraz po Arcie.
Terrifier 3 to mocne uderzenie i zdecydowanie najbardziej obleśny film roku. Tak obleśny, że podczas seansu w kinie dwie laski wyszły po 10 minutach, a jakiś małolat rzygał w kiblu. Czy potrzebna jest lepsza rekomendacja?
Obcy: Romulus
Rain wraz z androidem Andym i grupą znajomych wybiera się na opuszczoną stację kosmiczną Romulus, aby za jej pomocą udać się na inną, lepszą planetę Yvaga. Po lądowaniu na stacji okazuje się, że przewoziła ona śmiertelnie niebezpieczny ładunek, który wkrótce zaczyna polować na bohaterów. A to nie jedyne zagrożenie jakie na nich czyha.
Obcy: Romulus to film, który w tym roku chyba najbardziej podzielił publikę. Jedni chwalą go za liczne nawiązania do pierwszych czterech części, oraz porządne wykonanie. Drudzy ganią za powtórkę z rozrywki i młodych bohaterów. Ja zaliczam się do tych, którzy seans Romulusa uważają za godziwą rozrywkę, choć uważam również, że podjazdu do pierwszych części nie ma.
Mamy za to klimatyczny początek filmu rozgrywający się na industrialnej kolonii, świetnie zaprojektowaną bazę kosmiczną, kilka niezłych scen jak chociażby gonitwa z facehuggerami, czy latanie pośród kwasu.
Pierwsze co rzuca się w oczy to świetnie wyglądające dekoracje i scenerie. Z jednej strony widać, że to wysoki budżet i nic nie zostało zrobione na odwal się, a z drugiej scenografia i rekwizyty mają feeling pierwszej części Obcego, wiecie taki retrofuturyzm, niby nowoczesne, a jednak toporne. Podobnie wnętrze Romulusa ma charakter pierwszych odsłon cyklu: czyli masa mrocznych korytarzy, pomieszczeń technicznych, metalowych kratek po których się chodzi, rur biegnących po ścianach, wind i laboratoriów. Z jednej strony jest co podziwiać, z drugiej strony ciągły półmrok i mrugające światełka wzmagają atmosferę wszędobylskiego zagrożenia.
Obcy: Romulus to rozrywka prosta i godziwa. Moim zdaniem o wiele lepsza niż Prometeusz, czy Obcy: Przymierze, ale wiem też że połowa z Was nie będzie podzielać mojego zdania.
Heretic
Dwie nastoletnie mormonki pukając od drzwi do drzwi trafiają do domu Reeda, starszego uśmiechniętego mężczyzny, który jest zainteresowany teologicznymi rozmowami. W miarę jak Reed wymienia z dziewczynami poglądy na temat religii i wiary sytuacja robi się coraz bardziej napięta. W pewnym momencie mężczyzna stawia bohaterkom ultimatum.
Heretic to horror teologiczny od studia A24. Dwie bohaterki trafiają do domostwa pozornie nieszkodliwego Pana Reeda rozpoczynają długą rozmowę na temat religii. Reed to ateista z tych inteligentnych, który mniej doświadczone dziewczyny potrafi sprowadzić na manowce wytykając im mankamenty i obłudę systemów religijnych.
Ostatecznie jednak przegadana pierwsza połowa zmienia się w klasyczny horror z krwi i kości. Z mrocznymi piwnicami, tajnymi przejściami, oraz potworami rodem z koszmarów.
Heretic nakręcony jest pierwszoligowo. Zdjęcia robią tu robotę i mimo przegadanej fabuły powodują, że nie czuć specjalnego znużenia. Kamera niby wszystko rejestruje spokojnie, ale robi to różnymi obiektywami, pod różnymi kątami, z różnej perspektywy, co wprowadza całkiem sporo dynamizmu. Zaś aktorstwo trójki bohaterów jest świetne, choć cały show kradnie tu Hugh Grant, który jest wręcz obłędny!
Heretic to horror wciągający, który z początku usypia oczekiwania widza, aby zmieść go w żwawszej drugiej połowie.
V/H/S/Beyond
W V/H/S/Beyond zobaczymy 5 historii. Opowieść o chińskim emigrancie, który uważa że jest nawiedzany przez kosmitów. Oddział policji prowadzący akcję na opuszczonej farmie, w której przetrzymywane są porwane dzieci. Indyjską gwiazdę filmową, która okazuje się nie tym za kogo się podaje. Grupę znajomych, którzy wybierają się skakać ze spadochronem, ale rozbijają się o UFO. Aktywistów prozwierzęcych inwigilujących podejrzany hotel dla psów, czy dziewczynę, która postanawia wejść do statku kosmicznej na pustyni Mojave.
V/H/S/Beyond to już siódma część popularnej antologii paradokumentów. Do tej pory wszystkie segmenty w danej części łączył rok w którym się rozgrywają i tak mieliśmy V/H/S 85, czy V/H/S 99.
Tym razem wszystkie segmenty łączy tematyka science fiction. Każda z historii jest inna i podchodzi kreatywnie do tematyki science fiction. Mamy tu i walkę z hordą żywych trupów w stylu gry Doom, i ganiankę z kosmitami po sadzie pomarańczowym, czy nieco lżejsze podejście do horroru w segmencie z psum hostelem.
Jak zwykle każda opowieść nakręcona jest w formie paradokumentu, czyli kamerą z ręki. Dla fanów połączenia horroru z fantastyką naukową pozycja obowiązkowa. Każdy z epizodów trzyma poziom i podchodzi inaczej do tematyki science fiction.
Strange Darling
Seryjny morderca uzbrojony w strzelbę goni pewną kobietę. Wkrótce ta przybiega do domu starszego małżeństwa prosić o pomoc. Nie wszystko jednak jest takie jakie się z początku wydaje.
Strange Darling to thriller o naprawdę popapranym seryjnym mordercy, który ma niestandardową budowę fabularną.
Film podzielony jest na rozdziały, z tym że zaczyna się od rozdziału 3. Lądujemy w samym środku akcji, by obserwować drobną, zakrwawioną kobietę, która ucieka przed uzbrojonym napastnikiem. Wkrótce jednak przeskakujemy do rozdziału pierwszego, aby zobaczyć jak doszło do pogoni. Następnie lądujemy w rozdziale czwartym i z każdym takim przeskokiem dowiadujemy się coraz więcej, a wszystkie elementy układanki zaczynają do siebie pasować. Podczas każdego przeskoku widz jest również wodzony za nos i zaskakiwany zwrotami akcji.
Film jest także całkiem niezły od strony technikaliów. W całości nakręcony na taśmie 35mm, co przywodzi na myśl filmy z lat 70tych o ziarnistej kliszy i intensywnych kolorach. Praca kamer również daje radę lekko skręcając w stronę arthousu rejestrując twarze na dużych zbliżeniach, czy filmując wydarzenia z lotu ptaka. Na soundtrack zaś składają się bądź kakofoniczne wybuchy potęgujące napięcie, bądź klasyczne utwory pop-rockowe dobrze dobrane do scen. Najważniejsze jest jednak aktorstwo, bo przez lwią część filmu oglądamy jedynie dwójkę bohaterów, w których wcielili się serialowa aktorka Willa Fitzgerald znana przede wszystkim z serialowego Krzyku, oraz Kyle Gallner, którego widzieliśmy w horrorze Uśmiechnij się. Oboje zagrali znakomicie – bez ich aktorstwa film nie miałby takiej mocy i wiarygodności.
Strange Darling przełamuje gatunki, trzyma w napięciu i po prostu dobrze się ogląda.