Demons (1985)

Demons (1985)

9 kwietnia 2021 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Tagi: horrory gore, horrory o demonach

Reżyseria: Lamberto Bava
Kraj: Włochy

Młodą kobietę na stacji metra zaczepia mężczyzna w masce, który wręcza jej bilet na wieczorny seans do kina Metropol. Dziewczyna wraz z koleżanką wybiera się na film, który okazuje się horrorem. Wkrótce widzowie zaczynają przemieniać się w krwiożercze demony. Rozpoczyna się gra o przetrwanie.

Recenzję Demons zobaczysz także na Youtube

Zacznijmy od postaci reżysera, czyli Lamberto Bavy. Lamberto lepiej by nie mógł wybrać nauczyciela kręcenia filmów. Bo był nim jego własny ojciec Maro Bava. Mario to kultowy reżyser i spec od efektów specjalnych włoskiego kina grozy, zwany włoskim Hitchcockiem, czy Maestrem Macabry. Nakręcił tak zacne filmy jak gotycka “Maska Szatana” i “Black Sabbath”, slasher “Bay of Blood”, czy science fiction będące prekursorem “Aliena” “Planeta Wampirów”. Młody Lamberto podłapał dryg ojca do horroru, lecz zamiast iść w stronę nastrojowego kina grozy wolał świadomy kicz. Przed “Demonami”, nakręcił m.in. wraz z ojcem klimatyczny horror o nawiedzeniu “Schock”, choć sceny kręcone przez Bavę juniora do najlepszych nie należały, nakręcił prócz tego giallo “Macabro”, czy akcyjniaka “Blastfighter”.

Ciekawym zabiegiem jest umieszczenie filmu w filmie. Wraz z widzami kina Metropol oglądamy horror, w którym grupa młodzieży na motorach przyjeżdża do ruin, w których pochowano Nostradamusa. Z grobowca wydobywają jego księgę, która jest przepowiednią nadejścia demonów, oraz srebrną maskę. Jeden z uczestników wyprawa zakłada maskę raniąc się przy tym w twarz, a po chwili zamieniając się w groteskowe monstrum.

Analogiczna sytuacja ma miejsce na sali kinowej i zaczyna się prawdziwa rzeź. W kinie mamy całkiem ciekawe towarzystwo, bo prócz dwóch wspomnianych we wstępie kobiet mamy tu dwóch chłopaków, którzy flirtują z dziewczynami, niewidomego mężczyznę z niewierną żoną, pracownicę kina chodzącą z latarką po sali pilnując, czy nikt się przypadkiem nie migdali, alfonsa z dwiema dziwkami, czy bandę naćpanych punków. Wkrótce ta zgraja jeden po drugim będzie się przemieniała w demony, a reszta będzie walczyła o przeżycie.

Fajnym elementem jest osadzenie miejsca akcji w kinie, miejscu tak bliskim horrormaniakom. Metropol to monumentalny budynek, który bardziej przypomina świątynię niż miejsce rozrywki. A w środku wśród korytarzy, sal kinowych, czy mrocznych pomieszczeń służbowych wnikliwe oko odnajdzie plakaty klasyki gatunku jak “Metropolis” Langa, czy “Cztery muchy na szarym aksamicie” Argento. I w tym oto labiryncie bohaterowie będą walczyć o życie. Jedni będę uciekać, inni barykadować się w salach, a jeszcze inni postanowią walczyć. I na tym skupia się cały film.

Bardzo ważnym elementem “Demonów” jest świetna muzyka. Utwory bardziej stonowane, filmowe skomponował Brazylijczyk Claudio Simonetti, czyli lider kultowego zespołu Goblin, który popełnił soundtracki do masy włoskiej dobroci jak “Suspiria”, “Głęboka Czerwień”, czy Argentowskiej wersji “Świtu żywych trupów”. Jego muzyka tu jest podobna do reszty twórczości: syntezatorowe, wpadające w ucho, klimatyczne kompozycje.

Nie mniej ważne i nadające całości klimat buntowniczego, młodzieżowego filmu są heavymetalowe kawałki takich tuzów jak “Billy Idol”, “Accept”, “Motley Crew”, czy “Saxon”. Numery z prawdziwym pierdolnięciem, pędzące riffy, szybka perkusja, wyraziste metalowe wokale idealnie dopełniają to co dzieje się na ekranie, a dzieje się przecież dużo. Nie wyobrażam sobie innej muzyki niż “Fast as a Shark” Acceptu gdy widzę faceta pędzącego na motocyklu przez salę kinową pełną demonów wymachującego kataną.

Demony nie byłyby jednak tak zajebistym filmem, gdyby nie świetna charakteryzacja, którą wykonali weterani znani z wielu kultowych filmów Rosario Prestopino i Sergio Stivaletti. Przemiana w demony robi wrażenie, skóra pokrywa się krwawymi żyłkami, oczy zachodzą żółtym bielmem, spod paznokci wyrastają szpony, a zęby zastępują kły. Również sceny gore i ich nagromadzenie są satysfakcjonujące. Mamy i rozszarpywanie szyi, i wydłubywanie oczu, odcięte łby, a opus magnum to scena, w które jeden z demonów opuszcza nosiciela i dosłownie wychodzi z niego przez wielką krwawą dziurę w plecach. A wszystko to przy gęstych bryzgach czerwonej farby mieszającej się z zieloną wydzieliną potworów.

Nie wspomniałem jeszcze o osobie producenta, a jest nim sam Dario Argento , którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba. Założę się, że Dario miał niemały wpływ na ostateczny wygląd filmu, choćby ta argentowska magentowo-niebieska kolorystyka, która nieraz bije z ekranu.

Reszta twórców i obsady to również w większości same znane nazwiska dla osób, które siedzą we włoszczyźnie lat 70tych i 80tych (jak np. Michelle Soavi – reżyser, który gra tu rolę faceta w masce).

Podsumowując “Demoni” to film żwawy, kiczowaty, krwawy, nieco groteskowy. 100% rozrywki w sam raz do seansu w większym gronie.

Aha, powstało jeszcze z 8 części “Demonów”, ale to tak pokurwiona historia, że o tym opowiem kiedy indziej.

Zobacz również