Cuckoo (2024) – recenzja
7 stycznia 2025Tagi: science fiction
Reżyseria: Tilman Singer
Kraj produkcji: USA, Niemcy
Siedemnastoletnia Gretchen przeprowadza się wraz z ojcem, macochą i niemą przyrodnią siostrą Almą do kurortu na odludziu. Dziewczyna na miejscu czuje się nieszczęśliwa i wyobcowana. Nie dogaduje się z ojcem, właściciel kurortu wydaje się dziwny, a jej przyrodnia siostra musi być hospitalizowana w pobliskim szpitalu. Co więcej pewnej nocy Gretchen jest ścigana przez obcą przerażająca kobieta.
Cuckoo to amerykańsko-niemiecki horror z tych, które nie wykładają od razu wszystkiego na ławę. Sporo tu niedopowiedzeń, karty historii są wykładane powoli, a po blisko godzinie seansu widz wciąż nie wie z czym mamy tu do czynienia.
W historii tej jest sporo z młodego Cronenberga. Tajemnicze istoty, dziwne instytuty, podejrzane eksperymenty. Reżyser filmu nie idzie po linii najmniejszego oporu mnożąc wątki, które dają więcej pytań niż odpowiedzi. Z czasem niektóre z nich zostaną wyjaśnione, inne zaś pozostawione widzowi do interpretacji.
Wykonanie filmu jest zadowalające. Tempo nieco senne, ale z czasem przyspiesza. Bywa krwawo, ale bez nadmiernego eksploatowania gore. W roli głównej zobaczymy znaną z Euforii Hunter Schafer, a we właściciela kurortu wcielił się znany z Gościa Dan Stevens.
Kukułka jest intrygująca i nieźle zrealizowana, ale ma niewielkie walory straszące, a i reżyser mógłby wyjawić nieco więcej jeśli chodzi o same tytułowe kukułki.