Cannibal Holocaust (1980)
9 marca 2023Dziś opowiem o jednym z najbardziej kontrowersyjnych filmów w historii. O produkcji tak brutalnej, że zakazanej w 50 krajach. O dziele, którego reżyser musiał stawić się w sądzie z aktorami, by udowodnić, że nie zabił ich na planie naprawdę. Film ten był bezpośrednią inspiracją dla twórców “Blair Witch Project”. Zapraszam do recenzji “Cannibal Holocaust”.
Recenzję “Cannibal Holocaust” obejrzysz także na Youtube:
Do Amazońskiej dżungli zostaje wysłana ekipa poszukująca czwórki dokumentalistów, którzy w niej zaginęli. Na miejscu zostają odnalezione ich szczątki, oraz taśmy, które zdążyli nagrać. Na odtworzonym materiale ukazuje się piekło jakie biali ludzie zgotowali rdzennym mieszkańcom dżungli.
“Cannibal Holocaust” to włoski film z 1980 roku z nurtu kina kanibalistycznego nakręcony przez Ruggero Deodato. Nie jest to pierwsza próba reżysera z kinem kanibalistycznym. 3 lata wcześniej nakręcił “Zapomniany świat kanibali” jednak to Cannibal Holocaust przyniósł mu sławę.
Film podzielony jest na dwa segmenty. Pierwszy z nich ukazuje nam profesora Harolda Monroe, który wraz z przewodnikiem Chaco i jego pomocnikiem wyrusza do amazońskiej dżungli, by odnaleźć czwórkę filmowców. Monroe na miejscu napotyka miejscową ludność, która żywi do niego niechęć. Profesor podejrzewa, że zaginieni dokumentaliści musieli w jakiś sposób wyrządzić krzywdę tubylcom. Nic jednak nie zwiastuje horroru jaki się tu wydarzył.
Gdy szczątki filmowców, oraz ich taśmy zostają odnalezione profesor Monroe przewozi je do Nowego Jorku do swych zleceniodawców, aby obejrzeć nagrania. Ich oczom ukazuje się czwórka uznanych dokumentalistów, którzy po trupach dążą do zrealizowania materiału.
Ten segment filmu nakręcony jest kamerą 16mm dzięki czemu uzyskano ziarnisty, dokumentalny obraz. Całość jest nagrana w stylu paradokumentalnym kamerą z ręki. Czwórka filmowców chce za wszelką cenę nakręcić mocny, kontrowersyjny materiał ukazujący piekło dziczy. Gdy trafiają do wioski rdzennej ludności puszczają im wszystkie hamulce. Terroryzują mieszkańców, palą chaty z ludźmi w środku, zbiorowo gwałcą jedną z kobiet. Prowadzą przy tym narrację jakoby wszystkich tych okropieństw dopuściło się wrogie plemię kanibali. Wszystko w imię kręconego przez nich dokumentu. Rozsierdzeni autochtoni nie pozostają dłużni zuchwałym mieszczuchom. Rozpoczynają pogoń zakończoną krwawym finałem, w którym ciała Amerykanów zostają dosłownie rozerwane na strzępy.
Reżyser kręcąc “Cannibal Holocaust” prócz ukazania całej masy realistycznie nakręconego okrucieństwa starał się przemycić także kilka ważnych spostrzeżeń dotyczących natury człowieka i różnic kulturowych. Włoch pokazuje, że biały, “cywilizowany” człowiek potrafi być bardziej okrutny od prymitywnego mieszkańca dżungli. Tubylcy, co prawda mają swoje tradycje i rytuały, które mogą wydawać się niezrozumiałe i barbarzyńskie dla człowieka z Zachodu. Ale nie zabijają, ani nie pastwią się nad bliźnim dla zabawy, czy z nudy tak jak robiła to ekipa dokumentalistów, która wykazała całkowity brak poszanowania dla kultury i obcych obyczajów.
Deodato również sugeruje, aby nie wierzyć zawsze w to, co oglądamy na ekranie nawet jeśli film ma charakter dokumentu. Wszak i dokumentaliści mogą preparować swoje materiały, manipulować nimi, czynić je stronniczymi.
Szalenie istotnym czynnikiem, który przyczynił się do popularności filmu była kampania reklamowa sugerująca, że “Cannibal Holocaust” przedstawiał prawdziwe wydarzenia zarejestrowane na taśmie filmowej przez prawdziwą ekipę, która zapuściła się do dżungli i w niej dokonała żywota.
Obecnie, gdy słyszymy, że film jest na podstawie rzeczywistych wydarzeń ciężko dać temu wiarę.Ale kiedy wypuszczono słynny “Blair Witch Project” z podobną kampanią reklamową sugerującą, że to co widzimy w filmie to prawdziwe taśmy grupy studentów rzesza ludzi uwierzyła w autentyczność tej opowieści. A przypominam, że to był rok już 1999, gdzie dostęp do informacji był powszechny.
Wyobraźmy sobie więc, co było te 20 lat wcześniej w przypadku filmu Deodato. Nikt nie miał wątpliwości, że w filmie tym zawarto prawdziwe wydarzenia i śmierć dokumentalistów. Tym bardziej, że Deodato podpisał umowę z czwórką aktorów obligującą ich do zniknięcia z życia publicznego, w tym występowania w filmach na okres 12 miesięcy od czasu zakończenia zdjęć do “Cannibal Holocaust”. Dzięki temu zabiegowi wzmocniono immersję jakoby aktorzy zginęli naprawdę.
Wiara w to była tak silna, że już 10 dni po premierze filmu w Milanie, reżyser został aresztowany i postawiono mu zarzuty prawdziwego morderstwa na planie filmowym. Deodata musiał odnaleźć aktorów, żeby ci stawili się w sądzie i udowodnili jego niewinność.
Jednym z mocniejszych punktów produkcji jest jego ścieżka dźwiękowa. Skomponował ją Riz Ortolani, włoski kompozytor mający na koncie muzykę do ponad 230 filmów. Soundtrack w wykonaniu Ortolaniego budzi w widzu dysonans poznawczy. Już utwór tytułowy nastojem bardziej przypomina komedię o wakacyjnej wizycie w topikach niż film, w którym ludzie będą rozszarpywani na strzępy i pożerani żywcem. Delikatne plumkanie na gitarze i wręcz nostalgiczna melodia stoi w opozycji do przerażających scen jakie wkrótce rozegrają się na ekranie. Z kolei inny, charakterystyczny utwór bardziej już przystoi do naturalistycznego kina grozy. Składa się na niego monotonne basowe dudnienie, elektroniczne odgłosy wzmagające niepokój, oraz posępna melodia na smyczkach niczym z marszu pogrzebowego.
Nie byłoby kontrowersji związanych z tym filmem, gdyby nie naturalistyczne sceny gore. A tych nie brakuje.
W pierwszym akcie takich scen nie ma za dużo. W pewnym momencie podczas wyprawy profesor Monroe natyka się na tubylca, który poddaje związaną kobietę rytualnej karze za cudzołóstwo. Mężczyzna gwałci swą ofiarę glinianym fallusem po czym tłucze ją na śmierć.
Prawdziwy krwawy spektakl zaczyna się w drugiej połowie filmu. Najbardziej szokująca scena to zabicie wielkiego rzecznego żółwia. Dokumentaliści chwytają bezbronne zwierze, obcinają mu głowę i patroszą. Twórcy tłumaczyli się, że to samo robią miejscowe plemiona i że żółw został później w całości zjedzony. Niesmak jednak pozostaje. A prawdziwego zabijania zwierząt jest tu niestety więcej, co było to normą we włoskim kinie kanibalistycznym.
Gdy kanibale dokonują zemsty na dokumentalistach Deodato również nie szczędzi makabrycznych szczegółów. Bohaterowie są bici, zabijani, patroszeni i pożerani. Ich kończyny są odcinane, a wnętrzności wyciągane na światło dzienne ku uciesze głodnego plemienia. Niesławna jest scena, w której jednemu z bohaterów dzikusy obcinają przyrodzenie.
Inna warta wzmianki krwawa atrakcja to kobiece zwłoki nabite na pal u wybrzeża rzeki. Efekt był na tyle realistyczny, że stał się wizytówką filmu. Deodato także do tej sceny musiał odnieść się w sądzie i udowodnić, że aktorka jedynie grała nabitą na pal.
Film szokuje po dziś dzień zbliżając się konwencją do granicy snuff movies, a w scenach okrucieństwa wobec zwierząt nawet tą granicę przekraczając. Ale do tego świetnie zrealizowany, zagrany, nakręcony i udźwiękowiony.
Po pokazie filmu w Milanie został on skonfiskowany przez władze, a jego jakakolwiek dystrybucja zakazana. Wynajęto 8 prawników którzy walczyli o jej przywrócenie. Po trzech latach batalii i wycięciu wielu scen film we Włoszech ponownie dopuszczono do pokazów. W Wielkiej Brytanii “Cannibal Holocaust” na długie lata trafił na niesławną listę video, czyli produkcji całkowicie zakazanych przez cenzurę. W Stanach Zjednoczonych pokazy kinowe filmu były zakazane przez 5 lat. W Norwegii film był zakazany, aż do 2003 roku. Zakazy obowiązywały również m.in. w Australii, Finlandii, Islandii, Nowe Zelandii i Singapurze. Natomiast w Japonii, kraju rozlubowanym w filmach z ekstremalną przemocą dzieło Deodato było drugim najlepiej zarabiający tytułem roku 1983, zaraz po “E.T.”.