Beezel (2024) – recenzja

Beezel (2024) – recenzja

13 grudnia 2024 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Ocena: 3/10
Tagi: horrory o demonach

Beezel to takie Martwe Zło połączone z motywami Sinister. Brzmi intrygująco? Może tak, ale tylko brzmi. Zapraszam do recenzji.

Recenzję Beezel obejrzysz także na Youtube:

 

Film opowiada o pewnym domu, który przez dekady zwabia do siebie ofiary, by mogła się posilić nimi wiedźma zamieszkująca ten teren od wieków.

Beezel to amerykański horror o dość ciekawej konstrukcji fabularnej. Nie ma tu jednego głównego bohatera, a obserwujemy kilka historii, które rozgrywają się w pewnym niedużym, amerykańskim domku na przedmieściach na przestrzeni kilku dziesięcioleci. Wszystkie historie łączą się jednak ze sobą w pewien sposób. W każdej z nich wiedźma, czy też demon zamieszkująca piwnicę krwawo rozprawia się ze swymi ofiarami.

Najdłuższa opowieść traktuje o parze, która dziedziczy ów dom i próbuje go sprzedać. Musi w nim jednak na jakiś czas się zatrzymać. Dziewczyna szybko zaczyna być niepokojona dziwnymi odgłosami dobiegającymi z piwnicy, a wkrótce dostrzega także prześladującą ją zjawę.

Konstrukcja może i ciekawa, ale przez słaby scenariusz (którego prawie nie ma) i kiepską reżyserię nie wykorzystuje potencjału, a zamiast tego nie pozwala się wkręcić w opowiadaną historię, czy poznać bohaterów.

Przez to wygląda bardziej jak zlepek niepowiązanych scen niż ciąg przyczynowo skutkowy. Gdy już zaczynamy być w jakimś stopniu zainteresowani opowiadaną historią (jak chociażby w drugim segmencie, w którym pewien kamerzysta zostaje zaproszony do domu, aby opowiedzieć historię domu) ta nagle się kończy. Zachowania bohaterów również pozostawiają sporo do życzenia. Np. chłopak z najdłuższego segmentu ogląda nagranie z kamery, na której ewidentnie widać, że wraz z partnerką został opętany postanawia jednak całkowicie zignorować ten fakt. Nie pomaga również bardzo słabe aktorstwo.

Jak wspomniałem Beezel jest mocno inspirowane Martwym Złem. Mamy domek z obowiązkową mroczną piwnicą, w której czai się pradawne zło opętujące mieszkańców. Mamy w końcu paskudnie wyglądającą wiedźmę, która swym przerysowaniem przypomina deaditów z filmu Raimiego.

Co prawda widzimy ją tylko na sekundowych migawkach, ale już wtedy wygląda dość tandetnie z tym swoim wielkim kartoflanym nosem. Mi akurat to nie przeszkadzało, niski budżet rządzi się swymi prawami, a że były to tylko migawki nie było czasu dostrzec wszystkich mankamentów, więc wzbudzało to tylko klimat nieznanej grozy. No właśnie klimat, bo to jest rzecz, która najlepiej wypada w tym filmie. Jest on budowany kilkoma prostymi sztuczkami.

Z jednej strony obraz jest filmowany kamerami 16mm, dość ziarnisty, z charakterystyczną dla starych klisz sepią. Tutaj muszę wspomnieć, że film zawiera sporo elementów kręconych oldschoolowymi kamerami od właśnie 16mm, przez VHS po staromodne cyfrówki zawierających makabryczne nagrania jak to było we wspomnianym przeze mnie już Sinister. Drugi element, który buduje atmosferę to dość złowrogi ambient od którego włos może się zjeżyć na głowie. A trzeci element to właśnie niedopowiedzenia i nie pokazywanie wszystkiego wprost.

Jest tu też kilka niezłych, acz niewykorzystanych motywów jak choćby znane ze wspomnianego Sinistera przeglądanie starych nagrań prezentujących makabryczne wydarzenia z przeszłości domu. Garść pojedynczych scen również robi tu robotę, aż ich szkoda na taki film. Ale mamy także całą masę najbardziej wyświechtanych jump scares w historii. Zaglądanie pod łóżko, aby zobaczyć straszne nogi? Jest. Widać w oddali widmową postać, gaśnie światło, a gdy się zapala maszkara stoi tuż przy nas? Jest. Nagle pojawiająca się szokująca scena przy pierdolnięciu muzyki? Jest.

Ja serio chciałem, żeby ten film był dobry. Bo w rżnięciu z Martwego zła nie ma nomen omen nic złego. Widziałem już z 10 filmów opartych na pomyśle Raimiego i każdy prezentował się nieźle. Zabrakło tu jednak dobrego pomysłu, bo Beezel to zlepek scen i motywów w zasadzie bez żadnej historii. Nie trzyma w napięciu, bo nic nie wiemy o bohaterach i ciężko im przez to kibicować. Klimat bywa gęsty, klasyczne jump scares są wyświechtane, ale mogłyby tu nawet robić robotę, gdyby były wpisane w niezłą fabułę. Niski budżet przecież nie szkodzi tego typu horrorom, co pokazał Sam Raimi kręcąc wspaniały film za worek ziemniaków braki funduszowe nadrabiając szalonymi pomysłami. Beezel wygląda na bardzo niedopracowany, nieumiejętnie nakręcony, źle wyreżyserowany.

Zobacz również