
Grzesznicy – (2025) – horror roku?
25 kwietnia 2025Tagi: horrory o wampirach
Reżyseria: Ryan Coogler
Kraj produkcji: USA, Australia, Kanada
“Grzesznicy” (2025), reż. Ryan Coogler
Grzesznicy to prawdopodobnie największe zaskoczenie tego roku i pretendent do horroru roku.
Stany zjednoczone, lata 30. Dwóch czarnoskórych gangsterów Smoke i Stack powraca w rodzinne strony, aby otworzyć bar z muzyką bluesową dla czarnej społeczności. W noc otwarcia przed lokalem zjawia się trójka białych nieznajomych. Wkrótce rozpoczyna się rzeź.
Film skupia się na dwóch braciach (w obu rolach znakomity Michael B. Jordan), przedsiębiorczych gangsterach, oraz ich młodym kuzynie Sammiem grającym na gitarze. Pierwsza połowa opowiada o powrocie braci w rodzinne strony i skrzykiwaniu miejscowych dawnych znajomych, aby wspólnie otworzyć bar w starym tartaku. Masa tu ciekawych postaci, błyskotliwych dialogów i lekkiego humoru.
Horror wkrada się dopiero po 40 minutach, a rozwija skrzydła w 3 akcie, ale jest intensywny, krwawy i nie bierze jeńców (choć wielu stwierdzi, że to powtórka z rozrywki z pewnego filmu z 1996 roku, ale czy to źle?).
Film od strony realizacyjnej to arcydzieło. Aktorstwo i dobór aktorów jest świetne, kolorystyka nasycona i przyjemna dla oka, a praca kamer kreatywna. Największe wrażenie robi jednak muzyka, która towarzyszy niemal każdej scenie, a jest nią oldschoolowy czarny blues i to on przede wszystkim buduje tu klimat lepkiego od potu, spalonego słońcem Południa, które wciąż pamięta czasy KuKluxKlanu i kajdany czarnych niewolników.
Kilka scen natomiast to mistrzostwo świata jak chociażby ta w lokalu podczas muzycznego występu, w której mieszają się różne epoki w mistyczno-narkotycznej orgii, czy irlandzki taniec antagonistów przed stodołą do folkowego “Rocky road to Dublin”.
Grzesznicy nie gnają na łeb na szyję. Postaci są tu z krwi i kości, reżyser daje odpowiednio dużo czasu na budowanie relacji między nimi, horror pojawia się późno, ale gdy już to zrobi film staje się znacznie żwawszy.
Grzesznicy to miks gatunkowy i tematyczny. Głęboko osadzony w czarnej społeczności i nierównościach rasowych lat 30. Przyprawiony dozą mistycyzmu, ale i humoru. Miejscami balansujący na granicy kiczu, ale jej nie przekraczający. To uczta dla oczu i uszu. Film, do którego mimo 140 minut trwania od razu chce się wracać.
Ps. zostańcie po napisach, bo pojawia się tu jeszcze długa i bardzo ważna scena.