Train to Busan 2: Peninsula
2 września 2020“Peninsula” to sequel “Train to Busan”, który w naszym kraju był bardzo popularnym filmem. Trochę nie rozumiem jego fenomenu, gdyż to wyjątkowo płytki film.
Fabuła praktycznie nie istnieje, przypomnę, że na cały film składa się chęć przetrwania w zatłoczonym pociągu pełnym żywych trupów. Wszystkie postacie są kartonowe i jednowymiarowe, nie ma tu napięcia, a jedyne plusy jakie dostrzegam to szybkie tempo i sprawna realizacja za sprawą wysokiego budżetu.
Czy Peninsula powtórzyła błędy jedynki?
Recenzję Peninsula obejrzysz także na Youtube
Akcja filmu ma miejsce 4 lata po wydarzeniach pierwszej części. Korea Południowa jest wymarłym miejscem owładniętym przez hordy zombie. Na miejsce zostaje wysłana ekspedycja z Hong Kongu, aby przechwycić ciężarówkę pełną pieniędzy. Nie wszystko idzie zgodnie z planem, główny bohater Jung Seok poznaje dwie małe dziewczynki mieszkające z dziadkiem i matką. Razem muszą stawić czoła paramilitarnej bandzie chcącej ciężarówkę z pieniędzmi dla siebie.
“Peninsula” poszła w klimaty postapokaliptyczne, chociaż niż do Mad Maxa bliżej jej do “Doomnsday” Neila Marshala.
Korea Południowa to wymarły półwysep (swoją drogą “Półwysep” to polski tytuł Peninsuli) pełny rozkraczonych samochodów, zniszczonych budynków i grasujących między nimi hord żywych trupów. Krajobraz filmu przypominał mi pierwsze części gry “Resident Evil“.
W tej postapokaliptycznej scenerii rządzi banda wataszków, która na gruzach miasta stworzyła hierarchiczną organizację przestępczą, która zbiera dobra z opustoszałych ulic, a czas umila sobie wystawiając jeńców do walki z żywymi trupami na arenie.
Fabuła filmu jest bardziej rozwinięta niż w jedynce i kilkuwątkowa. Mamy wątek Jung Seok, który rusza na wyprawę po pieniądze. Mamy wątek rodziny mieszkającej w wymarłym mieście. Jest wątek postapokaliptycznej mafii i tarć wewnątrz niej pomiędzy jej przywódcą, o którym nie do końca wiadomo, czy jest dobry, zły, czy po prostu letni, a kapitanem, który bez wątpienia jest tu głównym badassem.
Lwią część fabuły stanowią pościgi po zrujnowanej metropolii. Są to pościgi w stylu “Szybkich i Wściekłych”, czyli szybkie, sportowe fury, które lawirują między hordami zombie ścigając się z militarnymi wozami mafii.
Niestety pościgi te w większości stworzone są przez słabe CGI. Masy zombie również są wygenerowane komputerowo i wygląda to po prostu źle, podobnie jak to miało miejsce w przypadku “World War Z“.
Gdy już jesteśmy przy temacie zombie to tutaj również postawiono na efektowność spotkań bohaterów z nimi jak miało to miejsce w “Train to Busan”. Hordy zombie atakujące bohaterów w ciemnych tunelach, spadające im na głowy z mostu, czy otaczające ich samochody na ulicach.
Podsumowując w “Peninsula” dzieje się znacznie więcej niż w “Train to Busan”. Fabuła ma więcej wątków, ale miejscami czuć, że reżyser chciał upchać tu nieco za dużo motywów.
Bohaterowie również są komiksowi i dość jednowymiarowi, ale znacznie łatwiej tu kogoś polubić, niż w jedynce, gdzie jedyną pozytywną postacią był facet od ciężarnej żony.
Strona techniczna filmu stoi na podobnym, niezłym poziomie nie licząc słabego CGI. Peninsula to prosta, szybka rozrywka bez silenia się na bycie czymś więcej. Jest to podobny poziom co “Train to Busan”, znajdzie on swoich entuzjastów jak i ludzi, którzy powiedzą, że film jest po prostu głupi. Do której grupy będziecie należeć przekonajcie się sami.