Terrifier 3 – recenzja (2024)

Terrifier 3 – recenzja (2024)

9 października 2024 Wyłącz przez Łukasz Karaś
Ocena: 6/10
Tagi: horrory gore, slashery, Splat film festival

Reżyseria: Damien Leone
Kraj produkcji: USA

Recenzję Terrifier 3 obejrzysz także na Youtube:

 

Fabuła w Terrifier 3

Sienna po tragicznych wydarzeniach z części drugiej wyleczyła rany, ale urazy na psychice zostały. Teraz wprowadza się do swej ciotki, która mieszka z mężem i małą Gabbie. Clown Art nie przepadł jednak na dobre i wraz ze swą pomocnicą Victorią Heyes terroryzuje mieszkańców małego miasteczka w okolicach Bożego narodzenia.

Seria Terrifier przeszła długą drogę, choć w stosunkowo krótkim czasie. Morderczy clown Art pierwszy raz pojawił się w krótkim metrażu The 9th Circle z 2009 roku, by 7 lat później otrzymać pełny film, który fani pokochali. Reżyser Damien Leone poszedł za ciosem i nakręcił sequel w 2022 roku, który był filmem dojrzalszym, lepiej nakręconym, nieco rozdmuchanym, który jednak podzielił publikę ze względu na przydługi metraż, a także pomieszanie horroru z filmem fantasy. W jaką stronę poszedł Terrifier 3?

Zacznę od razu od największej wady filmu. Scenariusza, którego w zasadzie nie ma. Przez godzinę od startu seansu zastanawiałem się o czym jest ten film. Co stanowi główną oś fabuły?

No bo wiecie, w dwójce mieliśmy Siennę, która była atakowana przez clowna Arta. Ale ojciec przygotowywał ją do tego zadania m.in. podarowując jej magiczny miecz. Był wątek jej brata, koleżanek, wątków było nawet trochę za dużo.

W Terrifier 3 w zasadzie mamy Arta, który zabija przypadkowych ludzi i Siennę, która próbuje się zmierzyć ze swą traumą. Przez tak szczątkową fabułę nie czuć było tu żadnego napięcia, a opowiadana historia nie wciąga jak powinna. Śledzimy jedynie clowna Arta od jednego zabójstwa do drugiego, cała reszta to wypełniacze.

Film opowiada o Siennie, czyli głównej bohaterce dwójki. Dziewczyna po 5 latach przebywania w szpitalu psychiatrycznym wprowadza się do swojej ciotki Jessici mieszkającej z małą córką Gabbie i mężem. Sienna ciągle nie otrząsnęła się z traumy, jest kłębkiem nerwów. Ukojenie znajduje w osobie Gabbie, która sama przypomina młodą Siennę. Jej śladem podąża jednak morderczy clown Art. I ma on konkretne zamiary co do bohaterki.

Tak wygląda główna oś fabularna. Jest tu też trochę postaci pobocznych, które są jednak wprowadzone tylko po to, aby zaraz wyzionąć ducha. Jak np. dziewczyna interesująca się prawdziwymi zbrodniami, która chce namówić Siennę i jej brata na wywiad. Sam brat Sienny Jonathan, czyli ten ziomek w pinglach również się pojawia, ale jego postać nie wnosi absolutnie nic do fabuły, więc nie bardzo wiem, czemu reżyser w ogóle mu poświęca czas antenowy. Serio, wątki poboczne są tu rozpisane na kolanie, są zbędne i się zupełnie nie kleją.

Pamiętacie chociażby scenę z piekła, czy też z innego wymiaru widoczną w zwiastunie, gdzie jakiś brzydal coś wykuwa? Bardzo liczyłem na ten wątek niestety nie otrzymujemy nic więcej, czego by nie pokazał zwiastun. Szkoda.

Clown Art znowu zabija

Lepiej jednak jest już jeśli chodzi o antagonistów, bo Leone zdaje się poświęcać scenariusz na rozbudowywanie mitologii Arta. Jego postać dostaje nieco więcej backgroundu, Leone uchyla rąbka tajemnicy jeśli chodzi o jego motywacje, dostajemy z nim wiele scen, które pokazują w jaki sposób działa.

Ale równie dużo czasu antenowego otrzymuje Victoria Heyes, czyli bohaterka pierwszej części, której Art zjadł twarz. W dwójce ona też się pojawia, ale dopiero tutaj otrzymuje należycie dużo uwagi. Jest główną antagonistką zaraz po Arcie. Jest to zapewne spowodowane większym budżetem tej części, który wyniósł 2 miliony dolarów, czyli 8 razy więcej niż budżet dwójki. Czuć, że film jest ogólnie lepiej nakręcony, sceny lepiej doświetlone, a charakteryzacja bardziej profesjonalna. Jak wspomniał aktor grający Arta na polskiej przedpremierze, która odbyła się w ramach bifora Splat!FilmFest Samantha Scaffidi musiała codziennie przechodzić przez ośmiogodzinny proces charakteryzacji. I widać włożoną w to pracę, jej postać jest wprost obleśna. A gdy jeszcze masturbuje się kawałkiem szkła…

Terrifier 3 to ponownie gratka dla miłośników Arta, bo wcielający się w niego aktor David Howard Thornton otrzymuje mnóstwo czasu antenowego i znowu może się wygłupiać, stroić miny i kraść całe show. Widać, że David kocha to co robi i świetnie się przy tym bawi. Clown Art to on.

Mam tutaj jednak jedno zastrzeżenie. Brakuje tu naprawdę zabawnych momentów z Artem w roli głównej. Coś na czym rzeczywiście można było parsknąć, jak chociażby akcja z dwójki z Artem w sklepie halloweenowym. Tego tu zabrakło choć samego pajacowania Arta jest więcej niż w poprzednich częściach. Jedyny humor w zasadzie wynikał z przegiętości gore, ale o tym zaraz.

Dobrze też wypada protagonistka, czyli Lauren LaVera, która od czasów drugiej części rozwinęła się aktorsko. Może bez żadnych szaleństw, ale czuć, że nabrała doświadczenia. Ostatnio widziałem ją we włoskim krwawym horrorze “Studnia” i tam poradziła sobie równie dobrze.

Warto jeszcze wspomnieć, że małe cameo gościa przepytywanego na ulicy przez dziennikarza gra Tom Savini, czyli kultowy aktor, reżyser, ale przede wszystkim spec od efektów specjalnych, którego robotę mogliśmy podziwiać chociażby w Świcie żywych trupów Romero.

Terrifier 3 jest wyjątkowo krwawy!

No i przechodzimy do cream della cream seansu, czyli krwawych scen. Art wyżyna bohaterów na różne kreatywne sposoby, a kamera wszystko rejestruje w pełnym świetle i wielkich zbliżeniach na odcinane kończyny, wypruwanie flaki, odrywane głowy i ćwiartowane torsy.

Idzie tu w ruch zarówno młotek, siekiera, piła mechaniczna, czy… butla z ciekłym azotem. A to nie są nawet te najbardziej kreatywne sposoby uśmiercania. Czuję, że twórcy zamiast na spójnym scenariuszu skupili się właśnie na krwawych scenach, a niektóre z nich są na granicy dobrego smaku. Bo w Terrifierze nikt nie może czuć się bezpiecznie, łącznie z małymi dziećmi.

Jestem skłonny uwierzyć, że ktoś kto nie siedzi w horrorach i przez przypadek trafił na seans mógł poczuć się na tych scenach niedobrze. Ja za to bawiłem się pierwszorzędnie gdy jucha wprost zalewała cały ekran, a wrzask ofiar niósł się niczym trzody chlewnej w rzeźni.

Wspomnę jeszcze o muzyce. Jestem świeżo po seansie, a nie potrafię w głowie przywołać chociażby głównego motywu muzycznego. A przecież taki horror rodem z lat 80tych, aż się prosił, żeby podłożyć jakiś synthwave w stylu np. Carpentera. Szkoda, tutaj było pole do popisu, ale reżyser nie wykorzystał potencjału.

Kolejny już zarzut dotyczący scenariusza jaki mam to otwarte zakończenie. Dwójka była bardziej spójna, historia kompletna, a zakończenie sugerujące część kolejną zgrabnie wplecione. W trójce reżyser poszedł na łatwiznę w zasadzie urywając główny wątek, który rzecz jasna zostanie rozwiązany w czwórce, którą Damien Leone już zapowiedział. Ponownie trochę pójście na łatwiznę.

Podsumowując widać, że Damien Leone za szybko chciał wypuścić kolejną część i nie dopracował scenariusza przez co według mnie póki Terrifier 3 to najsłabsza część. Gore jest znakomite, efekty specjalne i charakteryzacja stoją na wysokim poziomie, ale scenariuszowo całkowicie bez polotu. Jeśli ktoś jest fanem gore, czy clowna Arta jest to pozycja obowiązkowa. Będziecie bawić się znakomicie przy tych wiadrach przelanej juchy. Ale jeśli ktoś chciałby obejrzeć trzymającą w napięciu historię, czy po prostu ciekawy film to tutaj tego nie dostanie.

Zobacz również