Pooh: Blood and Honey (2023)
7 kwietnia 2023Reżyseria: Rhys Waterfield
Kraj produkcji: USA, UK
Dziś opowiem Wam o horrorze opartym na przygodach Kubusia Puchatka. O produkcji, która została zakazana w Chinach. O filmie, który niszczy dzieciństwo. O badziewiu, który na Filmwebie ma zawrotną ocenę 2.6/10 Zapraszam do recenzji “Puchatek: krew i miód”.
Recenzję Puchatka: krew i miód obejrzysz także na Youtube:
Paczka dziewczyn wybiera się do domku w lesie, aby poimprezować. Nie wiedzą jednak, że w pobliżu mieszka niedźwiadek o bardzo małym rozumku – Kubuś Puchatek. Tyle, że zabawny miś zdziczał i prócz miodku posmakował mu jeszcze inny napój – ludzka krew. Jak to się w ogóle stało, że ktoś nakręcił horror na podstawie postaci stworzonej przez Alana Alexandra Milne’a, czyli autora “Kubusia Puchatka”? Zrobił to bo mógł.
W 2022 roku wygasły prawa autorskie do tej marki, więc brytyjski reżyser Rhys Frake-Waterfield postanowił to wykorzystać. Waterfield to początkujący reżyser, a jego dotychczasowa kariera filmowa to nakręcenie horroru science fiction “The Area 51 Incident”, oraz popularnego w okresie świąt domniemanych narodzin żydowskiego bożka “Mordercza choinka”.
Film rozpoczyna się od prologu tłumaczącego, czemu Kubuś Puchatek zdziczał i czączął zabijać. Otóż on i jego banda, czyli prosiaczek, tygrysek, królik i kłapouchy przyjaźnili się z Krzysiem, ale ten wyjechał na studia. Zwierzaki ze Stumilowego Lasu zaczęły przymierać głodem zawarły więc pakt, że więcej do ludzi nie będą się odzywać i zaczną ich mordować.
Aha i opierdoliły z głodu Kłapouchego, więc osiołek z depresją w tym filmie nie występuje. Już sam ten prolog pokazuje z jak miałkim filmem przyjdzie nas obcować.
Wydarzenia tu opisane zostały przedstawione w formie bardzo ubogiej animacji, która wygląda jakby ją narysowali na kawałku srajtaśmy podczas posiedzenia w toytoyu.
Samo wytłumaczenie zdziczenia zwierzaków jest banalne i wymyślone na kolanie. Zero finezji.
“Puchatek: krew i miód” to typowy, prosty slasher bez silenia się na pokazanie czegokolwiek nowego. Ot do domku na odludziu przyjeżdża paczka przyjaciół. Tym razem są to same dziewczyny wycięte z najcieńszego kartonu. Mamy, więc dziewczynę z problemami, parę lesbijek, cycatą blondi uzależnioną od Instagrama, czy nerda w okularach. Ale te wyświechtane archetypy można poznać w zasadzie jedynie po wyglądzie zewnętrznym dziewczyn, bo postacie są tak płaskie i słabo rozpisane, że w zasadzie niczym się nie różnią od siebie. Nie mają własnych charakterów i stanowią jedynie armatnie mięso.
A dalej fabuła leci opór klasycznie. Dziewczyny są atakowane przez żółtego niedźwiadka rządnego ludzkiej krwi, oraz jego ziomka prosiaczka, który już nie jest taką pizdą jak kiedyś i nawet urosły mu ciosy jak u dzika. Wygląd antagonistów jest słabiutki. Groteskowe, tanie gumowe maski budzą raczej śmiech niż niepokój.
Gdy byłem w kinie i pojawił się Puchatek z tym jego spojrzeniem imbecyla i śliną cieknącą z pyska cała sala (choć to nieco przesada bo było na niej ze 30 osób, co i tak jest sukcesem) ryknęła śmiechem. A Prosiaczek do oryginału nie jest nawet trochę podobny.
To w zasadzie tyle, nie ma tu nic więcej. Dziewczyny – ale nie tylko – bo znajdzie się tu jeszcze kilka osób jak np. napotkani na drodze rednecy – zostają jeden po drugim wyrzynani przez zwierzęta ze Stumilowego Lasu. Bez specjalnej przyczyny, bez finezji.
Jedna dziewczyna zostaje zmielona w rozdrabniarce, inna ma miażdżoną głowę, kolejna dostaje młotem przez łeb. Mimo, że otrzymujemy trochę gumowych efektów to sceny zabójst nie robią żadnego wrażenia, nie sprawiają żadnej przyjemności. A to przecież powinien być główny punkt każdego slashera. Co najgorsze w niemal każdej scenie zabójstwa dodano okropnie wyglądającą komputerową krew.
Kurwa przecież to najłatwiejszy efekt do uzyskania klasycznymi metodami. Pakujesz wodę z barwnikiem do strzykawki, sikasz nią i tyle. Nie potrzeba tu komputerów, bo to zwykle wygląda chujowo. Żeby wam uzmysłowić jak tani to film zwróćcie uwagę na tą scenę: jedna z dziewczyn wskoczyła do basenu uciekając przed Prosiaczkiem, a ten próbuje ją dosięgnąć stalowym łańcuchem. Tyle, że nie. Łańcuch to tania plastikowa imitacja, która uwaga: unosi się na powierzchni wody.
Nic w tym dziwnego. Ten gniotek został nakręcony w 10 dni z budżetem 100 000 dolarów.
Jeśli chodzi o technikalia to nie mam się do czego przyczepić tylko jeśli chodzi o zdjęcia, pracę kamer, czy color grading. Te są po prostu poprawne. To tyle jeżeli chodzi o plusy.
Aktorstwo jest tu w zasadzie niczym w teatrzyku szkolnym, nikt nie wypada tu wiarygodnie. Ani dziewczyna, która opowiada o traumie, gdy była molestowana przez jakiegoś zboka, ani nawet banda napotkanych wsioków, którzy mieli po prostu zagrać wkurzonych rednecków. Co najgorsze w tym filmie nie wiadomo nawet kto jest głównym bohaterem, bo reżyser żadnemu nie poświęca więcej uwagi. Nie ma tu komu kibicować.
Jakoś wypadają tutaj lokacje, choć tych nie ma specjalnie dużo. Odwiedzamy nawet samą chatkę Puchatka, która wygląda niczym szopa Eda Geina. W domku misia rodem z “Teksańskiej masakry” zwisają haki, walają się zgniłe trupy i kotły z bulgoczącymi flakami.
Domyślni widzowie w pewnym momencie zapytają: dobra, mamy Puchatka, mamy Prosiaczka. Kłapouchego nie ma, bo go przerobili na salami. Ale, gdzie inne zwierzaki? Gdzie Królik, gdzie rozbrykany Tygrysek, Sowa, Kangurzyca? Ano budżetu starczyło tylko na maski na dwóch antagonistów, więc reżyser postanowił nie poruszać tematu braku pozostałych bohaterów, może nikt sie nie zorientuje?
Zakończenie filmu to też jak cios ścierą w twarz dla widza. Scena urywa się w zasadzie w połowie, a my zostajemy z głupkowatym uśmiechem na japie i zastanawiamy się: “to już”? Czy zabrakło kasy na pociągnięcie sceny do końca, czy raczej pomysłu na zwieńczenie historii? Zapewne jednego i drugiego.
Wypuszczenie filmu w takim stanie to brak szacunku do widza. Jakość tego gniota nie nadaje się nawet na porządny VOD. Takie filmy powinny od razu trafiać na jakieś CDA Premium, a nie do kin, gdzie w weekend żąda się za niego 25 zeta. Bo ten film to zwykłe cyniczne żerowanie na kultowej postaci z dzieciństwa niejednego z nas, aby zbić kapitał najtańszym kosztem, nostalgią i skandalem.
Przypominam, że film kosztował 100 000 dolarów, a do tej pory zarobił już 5 baniek. Nieźle, co? Nagrywasz wysryw za drobniaki, który zwraca się 50krotnie. I nie miałbym problemu z eksploatowaniem Puchatka, gdyby to było zrobione z pomysłem, ciekawymi scenami zabójstw, jakąś niebanalną historią. Ale Rhys Frake-Waterfield poszedł po linii najmniejszego oporu.
Wieść gminna niesie, że reżyser tego knota chce pójść za ciosem i nakręcić więcej horrorów na podstawie klasycznych książek i baśni. To, że powstanie sequel Puchatka to już pewne, ale Waterfield chce jeszcze zbrukać jelonka Bambi i Piotrusia Pana. To ja już wolę pornoparodie, one mają przynajmniej więcej sensu.
Aha, wspomniałem na początku, że film został zakazany w Chinach. Zakaz jednak nie był spowodowany brutalnością, czy innymi kontrowersjami, ale tym, że Puchatek przypomina Chińczykom prezydenta Chin Xi Jinpinga i dlatego wykorzystują tę postać do robienia memów wyśmiewających go