Ghosts of Mars (2001)

Reżyseria: John Carpenter
Kraj: USA

Przyszłość, Mars. Policja transportuje groźnego więźnia do placówki kopalni. Po przybyciu na miejsce okazuje się, że wszyscy pracownicy zniknęli.

Mówi się, że to najsłabszy Carpenter. Może tak być w istocie, ale mi się film bardzo przyjemnie oglądało. Niski budżet bardzo widoczny, ale w tym tkwi cały urok tego B-klasowca. Gdyby powstał 20 lat wcześniej mógłby się stać równie kultowy co seria “Trancers”, czy “Cripozoids”. A o co chodzi w samym filmie? O pracowników, którzy zmutowali, okaleczyli swoje ciała i teraz są groźnymi, rządnymi rzezi mutantami. Aktorstwo jest złe (Ice Cube, Jason Statham (jeszcze z włosami) i znana z “Gatunku” Natasha Henstridge walą onelinerami suchymi jak pizda zakonnicy), zła jest prawie każda scena, zła jest o dziwo reżyseria. Ale to jest złe w sposób złych filmów które lecą na Tv Puls 2 o północy – niby złe, ale i tak się ogląda. Ja tam nie raz do tego koszmarka wrócę.