Dead Talents Society (2024) – recenzja
25 października 2024Tagi: czarna komedia, horrory o duchach, Splat film festival
Reżyseria: John Hsu
Kraj produkcji: Tajwan
Duchy prześcigają się w straszeniu. Konkurują ze sobą, walczą o lajki na Youtubie, muszą opłacać licencje na straszenie i mają swoje gale. Niedawno zmarła dziewczyna jest całkowitym beztalenciem, a ma 28 dni, aby zacząć przerażać żywych zanim przestanie istnieć. Pod skrzydła bierze ją przebrzmiała gwiazda straszenia Catherine, która ma także własnych wrogów – duchocelebrytów.
Nie lubię głupkowatych azjatyckich komedii, a dostałem głupkowatą azjatycką komedię. Pomysł wyjściowy jest całkiem niezły: z humorem pokazać straszenie od strony duchów. Fabuła ma kilka wątków, wszystko się niby klei, ale pomysłów nie starczyło na wypełnienie ponad 100 minut, abym nie zaczął patrzeć na zegarek.
Wykonanie jest typowe dla tego typu produkcji, czyli przerysowane aktorstwo, komputerowe gore i azjatycki pop wylewający się z głośników. Na szczęście gagów, czy drobnych smaczków było tu takie zatrzęsienie, że nawet ja – ponurak kilka razy prychnąłem.
Do tego ta tajwańska produkcja przemyca kilka celnych spostrzeżeń na showbiznes, influenserów i prześciganie się w popularności.
Nie lubię głupkowatych azjatyckich komedii. Ale chyba jestem w mniejszości, bo ponad dwustuosobowa sala pękała, zarówno w szwach jak i ze śmiechu. Wybór należy do Ciebie.