“Choose Cthulhu” – recenzja gier paragrafowych

“Choose Cthulhu” – recenzja gier paragrafowych

1 kwietnia 2022 Wyłącz przez Skaras

Recenzją obejrzysz także na youtube:

Dzieła tworzone przez Howarda Philipsa Lovecrafta przeszły na stałe do popkultury. Dzięki nim otrzymaliśmy filmy, komiksy, a także gry komputerowe, czy planszowe osadzone w mitologii Cthulhu. Dzięki polskiemu wydawcy Black Monk Games otrzymaliśmy także gry paragrafowe i dziś przyjrzę się tym ostatnim z serii “Choose Cthulhu”.

Zacznijmy od tego na czym polegają gry paragrafowe zwane też gamebookami. Są to książki podzielone na paragrafy, czyli można powiedzieć pojedyncze sceny. Na końcu każdego paragrafu mamy możliwe ścieżki wyboru i to na naszych barkach spoczywa decyzja jaką podejmie bohater.

Najlepiej to zobrazować na przykładzie. W grze “Zew Cthulhu” eksplorując pewne tunele bohater nagle natyka się na członków kultu odprawiających mroczny rytuał. Napotkawszy ich czytelnik musi dokonać wyboru. Może zakłócić rytuał i nawiązać kontakt z kultystami, albo stwierdzić, że to niebezpieczne i pójść w inną stronę. Od naszego wyboru będzie zależeć jak potoczą się dalsze losy bohatera.

Blank Monk z serii “Choose Cthulhu” wydał do tej pory 3 gry: “Zew Cthulhu”, “W Górach Szaleństwa” i “Widmo nad Innsmouth”. Wkrótce też ukaże się czwarta gra “Bezimienne miasto”.

Przygodę rozpocząłem od “W Górach Szaleństwa”. Napisana jest na podstawie bodaj najdłuższego opowiadania, czy też już powieści Lovecrafta.

Traktuje ona o wyprawie naukowej na Antarktydę podczas, której ekipa ma wydobyć próbki geologiczne. Jak się zapewne domyślacie prócz nudnych skał znajdują coś starszego i mroczniejszego.

Za pierwszym razem, gdy zacząłem grać zginąłem zaledwie po dziesięciu minutach. W trakcie gry ginąłem jeszcze wiele razy, ale za każdym przejściem wybierałem inne drogi, inne scenariusze, poznając historię, rozwijając mitologię i w końcu udało mi się ukończyć książkę żywym.

Grając w “W górach szaleństwa” zaskoczyła mnie pewna rzecz. Oprócz klasycznego wyboru dwóch, czy trzech ścieżek w pewnym momencie musimy nawet przeprowadzić śledztwo w zniszczonej bazie, przeanalizować fakty i rozwiązać zagadkę, która nas popchnie dalej. Nieco szkoda, że nie ma tu więcej tego typu łamigłówek.

Kolejne gry z tej samej serii to “Zew Cthulhu” i “Widom nad Innsmouth”. Dla fanów Lovecrafta pozycje znajome.

“Zew Cthulhu” opowiada o śledztwie w sprawie odziedziczonej po zmarłym dziadku dziwnej statuetki i wyprawy na tajemniczą wyspę R’lyeh. Tutaj zwiedzimy kilka odległych zakątków świata zbierając informacje, a ostatecznie może uda nam się dotrzeć do samego plugawego R’lyeh.

Natomiast w “Widmie nad Innsmouth” trafimy do rybackiego miasteczka, w którym zdegenerowani mieszkańcy czczą boga mórz. Szybko pożałujemy tej wyprawy.

Gry można ukończyć na jeden z trzech sposobów. Złe zakończenia kończą się śmiercią lub stratą zmysłów, ale jest też zakończenie neutralne i pozytywne, choć ciężko stwierdzić, które jest tym dobrym.

Z początku wybory wydają się mało istotne i sprowadzają się do prostego “gdzie chcesz pójść”, ale z czasem możemy także decydować o tym z kim chcemy porozmawiać, jaki przedmiot zbadać, czy konfrontować się z zagrożeniem, czy też salwować ucieczką.

I tutaj wkrada się poważna wada. Widać, że autor preferuje konkretne ścieżki i to one pchają fabułę do przodu, podczas gdy inne szybko zaprowadzą bohatera do grobu, albo jeszcze gorszego miejsca.

Ważnym elementem opowieści jak i gier jest immersja, czyli proces zanurzania się w ich świat. Tutaj pomaga to wykonanie książek.

Gry są oprawione w twardą, chropowatą okładkę, stylizowaną na stare, podniszczone dokumenty. Kartki książek są pożółkłe, sprawiające wrażenie wiekowych mimo, że dopiero co wyszły spod prasy drukarskiej. Książki zawierają również sporo klimatycznych ilustracji pomagających wczuć się w klimat.

Czy należy znać oryginalne opowiadania Lovecrafta przed grą? I tak i nie. Jeśli je znacie możecie inaczej pokierować losem bohatera i zobaczyć do jakich zakończeń Wasze decyzje doprowadzą. Poznamy nowe wątki, obierzemy ścieżki inne niż w oryginale i nie raz wylądujemy z najlepszym wypadku w szpitalu dla obłąkanych, a w najgorszym w miejscu o wiele mroczniejszym.

I na odwrót, jeśli nie znacie opowiadań Lovecrafta, to po przejściu gamebooka warto po nie sięgnąć i się przekonać jakie ścieżki dla swych bohaterów wybrał Samotnik z Providence.

Książki napisane są bardzo przystępnym językiem, ale zachowując klimat opowiadań Lovecrafta. Długość (a w zasadzie krótkość) poszczególnych paragrafów nie pozwala rozwinąć skrzydeł, ale autorowi udało się zachować plastyczne opisy i klimat oryginałów, więc znajdziemy tu wszystkie lovecraftowskie smaczki: bluźniercze, przedwieczne, cyklopowe, pradawne, oraz rzecz jasna monolity ;).

Każdy paragraf rozpisany jest na osobnej kartce, a ich długość oscyluje w granicach połowy strony. Czasem są dłuższe, czasem krótsze. Aby skończyć grę, oczywiście żywym i o zdrowych zmysłach musiałem każdą rozpocząć minimum kilka razy, bo niejedna droga była uliczką prowadzącą do śmierci. Zabawa od startu do mety trwała około 30-40 minut. Gdybym chciał poznać jednak wszystkie odnogi i zakończenia zajęłoby to pewnie dwa razy dłużej.

Czy polecam te gamebooki? Zważywszy na niską cenę dla fanów Lovecrafta jest to fajny gadżet. Dobrze napisany, profesjonalnie wydany. Niezobowiązująca lektura, w której możemy pobawić się losami bohatera, przejść za jednym posiedzeniem i odłożyć na półkę, a potem wrócić do niej, aby obrać inne ścieżki.

Nie są to gry w klasycznym stylu, ilość dróg jest ograniczona, a w wielu przypadkach do celu prowadzi tylko jedna. Warto sięgnąć i zobaczyć, czy to zabawa dla Was. Dobry start na rozpoczęcie przygody z gamebookami, bo zasady tu są banalnie łatwe.

A jak już wsiąkniecie możecie przesiąść się na coś bardziej złożonego i ambitnego, bo Black Monk Games wydało także bardziej złożone paragrafówki ze świata Cthulhu, ale o tym opowiem Wam następnym razem.

Gry do kupienia na stronie dystrybutora: https://blackmonk.pl/

Zobacz również