Reżyseria: Bartosz M. Kowalski
Kraj: Polska
Recenzję W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 obejrzysz także na youtube:
Adaś to młody, niedoświadczony policjant z małego posterunku gdzieś pośrodku Podlasia. Po tragicznych wydarzeniach z pierwszej części filmu jego przełożony wybiera się na miejsce masakry, aby przeprowadzić śledztwo. Gdy komendant długo nie wraca Adaś wraz z koleżanką po fachu Wanessą postanawia sprawdzić, co się stało. Okazuje się, że na miejscu grasuje krwiożerczy stwór.
Pierwsza część “W lesie dziś nie zaśnie nikt” nie była filmem idealnym, ale była jakaś. Niby powielała utarte schematy z klasyki grozy, ale robiła to świadomie, co chwilę mrugając okiem do widza obeznanego z gatunkiem. Film nieźle sobie radził z odwzorowaniem klimatu backwood slasherów, a oko cieszyły pierwszorzędnie wykonane sceny gore, czy obleśna charakteryzacja mutantów.
Jedynka podzieliła widzów na dwa obozy. Jedni deklarowali, że większego gówna nigdy nie widzieli, inni, że to bardzo udany ukłon w stronę klasycznych slasherów. Jedno jest pewne. Film Bartosza Kowalskiego nikogo nie pozostawił obojętnym.
Rozgłosowi produkcji paradoksalnie przysporzyła pandemia. Lockdown został ogłoszony dokładnie w ten sam piątek, kiedy film miał trafić do kin. I dobrze, bo obejrzałaby go tylko garść zapaleńców. A tak trafił na platformę Netflix, gdzie mogła go obejrzeć cała Polska.
Tytuł stał się głośny, nic więc dziwnego, że szybko ogłoszono prace nad sequelem. Wkrótce powstał scenariusz, który do spółki napisał Bartosz M. Kowalski i Mirella Zaradkiewicz.
Już pierwsza scena pokazuje z jaką konwencją będziemy mieli do czynienia. Bo oto amerykański policjant wkracza na barokowy bar wampirów, aby przy pomocy shotguna niczym w “Od zmierzchu do świtu” Roedrigueza rozprawić się z krwiopijcami. Hasło klucz: zabawa konwencją.
Film podzielony jest na dwa segmenty. W pierwszym poznajemy Adasia (w tej roli Mateusz Więcławek), który jest niepewnym siebie, tchórzliwym fajtłapą. Nie szanują go koledzy z pracy, ani mieszkańcy miasteczka. Poznajemy także jego partnerkę z komendy Wanessę (w którą wcieliła się Zofia Wichłacz) – to silna, stanowcza kobieta, która woli działać niż czekać na wsparcie. Razem wyruszają w okolice obozu Adrenalina, aby sprawdzić, co stało się z komendantem (w tej roli Andrzej Grabowski).
I tutaj uwaga, bo będzie spojler, ale w gruncie rzeczy nieduży, bo scena ta jest jedną z pierwszych w filmie.
Okazuje się, że Zosia odgrywana przez Julię Wieniawę została przemieniona w morderczego mutanta za sprawą meteorytu znajdującego się pod łóżkiem mutantów z pierwszej części filmu.
No i tutaj czuję pierwszy zgrzyt fabularny. Reżyser za szybko poprowadził tą akcję, jakby nie bardzo miał pomysł jak ją subtelniej przedstawić. No bo w jednej scenie mamy przestraszoną Zosię na miejscu zbrodni, w kolejnej już jest przemienionym mutantem rządnym mordu. Nie wyszło to zbyt przekonująco.
Wracając do dwójki policjantów od teraz będą musieli poradzić sobie w otwartej walce z groźną mutantką w leśnych ostępach i okolicy obozu Adrenalina. Pomogą im w tym dwaj żołnierze obrony terytorialnej. Wątek żołnierzy obrony terytorialnej jest całkiem zabawny, bo przedstawiono ich w sumie tak jak wyglądają na prawdę, czyli niedojebanych pseudopatriotów bawiących się w harcerzy.
Jednego z nich gra Sebastian Stankiewicz, który został dopasowany do roli idealnie. Uwielbiam gościa. Z taką aparycją mógł zostać tylko pedofilem lub aktorem. I bardzo się cieszę, że jednak nie wybrał zawodu księdza i mogliśmy go podziwiać w tym filmie.
W pierwszym akcie zobaczymy nieco ganianek po lesie, zastawianie pułapek, a także strzelanin – ot klasyka gatunku. Niezbyt to wciągające, niezbyt angażujące, w napięciu bardziej trzymają obrady sejmu, ale ogląda się bez bólu.
I w tym momencie zaczyna się drugi akt filmu, który całkowicie wywraca gatunek i konwencję.
W połowie filmu Adaś zostaje sam przemieniony w mutanta. I to, co zaczyna się później dziać zakrawa o jakąś autoparodię. Oto bowiem zaczynamy śledzić film z perspektywy dwójki mutantów. Przemieniony Adaś zostaje wprowadzony w arkana potworów przez bardziej doświadczoną Zosię, która wyjawia mu, że od teraz będą mordować ludzi, bo taka jest powinność potworów.
Jeśli się zastanawialiście, co w horrorach robią potwory w czasie wolnym między dokonywaniem rzezi ten film Wam na to pytanie odpowie.
Ciekawym zabiegiem jest tutaj fakt, że bohaterowie-mutanci nie porozumiewają się po polsku, ale za pomocą jakiejś mrocznej mowy, a tłumaczy nam to lektor głosem Jacka Brzostyńskiego. Fajny zabieg pomagający budować klimat.
Myślę jednak, że cały ten motyw spojrzenia na wydarzenia oczami potworów będzie najmniej przystępny dla widowni. Ja rozumiem, co reżyser chciał pokazać. Rozumiem odwrócenie konwencji, zabawę motywami, ale chyba nawet dla mnie wyszło to zbyt kiczowato.
Kilka pomysłowych, czy zabawnych zagrań tu się znajdzie, ale całościowo wypada jednak nieporadnie, a i horror tu wyparowuje zupełnie na rzecz… bo ja wiem, kina fantasy?
I tak przedstawia się “W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” fabularnie. Mnie osobiście scenariusz nie przekonuje. Pierwsza połowa jest zbyt generyczna i wtórna, nie dostarcza zbyt wielu emocji, nie stara się ani straszyć, ani trzymać w napięciu, niespecjalnie też wciąga. Ja wiem, że to horror komediowy, ale przydałoby się zręczniejsze operowanie tajemnicą, czy światłem i cieniem, aby wytworzyć nieco suspensu.
Druga połowa to już taka zmiana konwencji, że dla większości będzie ciężka do przełknięcia.
Od strony realizacyjnej natomiast jest już nieźle, film prezentuje podobny poziom jak jedynka, ale film jest znacznie bardziej kameralny. Otrzymujemy w zasadzie jedynie garść aktorów i dwie lokalizacje: posterunek policji, oraz obóz adrenalina.
O aktorstwo weteranów jak Grabowskiego, Dąbrowskiej, czy Lecha Dyblika – mojego ulubionego aktora o aparycji menela martwić się nie musimy. Gorzej wypada młodsza obsada z Mateuszem Więcławkiem w roli Adasia na czele. Często wypada nieprzekonująco, zbyt teatralnie i mógłby się uczyć od starszych kolegów. Co do Julii Wieniawy, która z jakichś niezrozumiałych dla mnie powodów budzi największe emocje – to spokojnie. 90% filmu chodzi w grubej charakteryzacji także większość czasu i tak ciężko będzie ją komukolwiek rozpoznać.
No i co do charakteryzacji do ponownie należą się duże brawa. Jest ona chyba jeszcze lepsza niż w części pierwszej. Mutanci wyglądają odpowiednio obleśnie z tymi wszystkimi wystającymi żyłami, bąblami i sparszywioną skórą. To światowy poziom jeśli mówimy o filmy z małym budżetem i czuć, że każdy cebulodolar został wykorzystany w tym aspekcie należycie.
Dobrze prezentują się tu także sceny gore. Jeśli chcecie zobaczyć Ferdka Kiepskiego, który czołga się z flakami na wierzchu koniecznie sięgnijcie po ten sequel. Jest krwiście, mięsiście, jelita stanowią tu główne danie, ale twórcy pomyśleli także o toztrzaskiwanych głowach i obciętych kończynach. Szkoda trochę, że nie ma tego więcej.
Podsumowując “W lesie dziś nie zaśnie nikt 2” to część zdecydowanie słabsza od jedynki. Realizacyjnie stoi na podobnym, przyzwoitym poziomie, ale scenariusz wydaje się napisany naprędce, nie do końca przemyślany, a motywy, które w oczach scenarzystów miały się jawić jako coś nowego i ciekawego większość ludzi odbierze jako żenujące.
O ile jedynka podzieliła ludzi na dwa obozy to się obawiam, że tym razem jednak większość widowni filmu nie kupi.