Reżyseria: Jaume Balagueró
Kraj: Hiszpania
Ocalona przez dwóch żołnierzy z zainfekowanej kamienicy reporterka Ángela jest razem z nimi zabrana na statek celem całkowitej izolacji potencjalnie zakażonych osób. Na statku znajdują się także naukowcy, oraz uzbrojeni żołnierze. Jak się okazuje naukowcy prowadzą badania nad wirusem, lecz wkrótce ten wymyka się spod kontroli.
Karkołomna próba połączenia historii z trzech poprzednich części bardzo grubymi nićmi. Od początku mamy wrażenie, że cała opowieść ledwo trzyma się kupy. Rozwinięcie akcji jest klasyczne, wirus wydostaje się na wolność, zakażonych przybywa w tempie geometrycznym, a ocaleli mają coraz bardziej przejebane. Niestety film nie trzyma żadnej atmosfery (a przecież wielki statek, aż prosi się o dobry klimat, pamiętacie “Death Ship”, albo “Triangle”?), a straszy jedynie cholernie głośnymi scenami. To z pewnością najgłośniejszy film roku. Wykonanie jest czasem przyzwoite, a czasem kwiczy, tempo szybkie, kiedy trzeba jest brutalnie, niestety komputerowe efekty miejscami psują “zabawę”. co więcej reżyser zrezygnował z konwencji mockumentary na rzecz klasycznego montażu. Czy to dobrze trzeba ocenić samemu. No i wisienką na torcie z torfu i mułu są sceny, które patetycznością dorównują “Tytanikowi”, szkoda, że zupełnie to nie pasuje do krwawego horroru. Podsumowując Rec 4 to rozczarowanie na całej linii. Historia miała potencjał. Ale tylko ta z pierwszej części. Serio Rec, umieraj.