Site icon Horror blog

Noc dziękczynienia (2023) – slasher, który powstawał 16 lat!

Dziś zapraszam do jednego z najlepszych horrorów 2023 roku. Jest to slasher, który według wielu zjada serię “Krzyk” na śniadanie. Film, który dojrzewał w umyśle twórcy długie 16 lat. Zapraszam do recenzji “Thanksgiving”, a po polsku “Noc dziękczynienia”.

Recenzję “Nocy dziękczynienia” obejrzysz także na Youtube:

 

Podczas wyprzedaży w Czarny Piątek dochodzi do zamieszek, w których ginie kilku mieszkańców małego miasteczka. Rok później zamaskowany napastnik zaczyna mordować osoby, które były zamieszane w tą tragedię. Nastoletnia Jessica i jej przyjaciele muszą się mieć na baczności, gdyż to oni byli prowodyrami całego zajścia.

“Noc dziękczynienia” to slasher w reżyserii Eli Rotha, gościa który dał znam tak cenione filmy jak “Hostel”, czy “Śmiertelna gorączka”. Zacznijmy tą recenzję jednak od początku.

W 2007 roku Quentin Tarantino i Robert Rodriguez wypuszczają do kin projekt pod wspólną nazwą “Grindhouse”. W nim każdy reżyserów przygotował film inspirowany repertuarem kin grindhouse lat 70tych. Tarantino nakręcił “Death Proof” o kaskaderze zabijającym ludzi za pomocą swojego samochodu, a Rodriguez “Planet Terror” o inwazji zmutowanych zombie.

W Stanach podczas pokazów kinowych przed właściwym seansem emitowane były zwiastuny pięciu filmów. Filmy te jednak nie istniały w rzeczywistości. Były to zwiastuny zmyślonych horrorów estetyką również nawiązujące do b-klasowców lat 70tych. A każdy z nich reżyserowany był przez innego, związanego z kinem grozy reżysera.

Były to “Don’t” w reżyserii Edgara Wrighta odpowiedzialnego za “Wysyp żywych trupów” i “Ostatniej nocy w Soho” opowiadający o nawiedzonym domu. “Werewolf Women of the S.S.” Roba Zombie z całą plejadę gwiazd jak Sheri Moon Zombie, Udo Kier, Bill Moseley, czy Nicolas Cage inspirowany kinem nazisploitation z “Ilsą, She Wolves of the SS” na czele (kurwa jak ja nie mogę się doczekać pełnego metrażu). “Machete” Roberta Rodrigueza, który już został przkuty w pełny metraż przez Rodrigueza w 2010 roku z fenomenalną rolą Danny’ego Trejo. Mieliśmy “Hobo With a Shotgun” Jasona Eisenera opowiadający o bezdomnym mścicielu ze strzelbą, który również doczekał się świetnego pełnego filmu, w którym włóczęgę zagrał Rutger Hauer. Dostaliśmy w końcu świąteczny slasher “Thanksgiving” od Eli Rotha. Pomysł ten jednak kiełkował w umyśle reżysera przez długie 16 lat i właśnie doczekał się pełnometrażowej wersji, o której Wam dzisiaj opowiem.

Film rozpoczyna się klasycznym trzęsieniem ziemi. W lokalnym supermarkecie dochodzi do zamieszek, gdy rozwścieczony tłum szturmuje go, by zrobić zakupy w czarny piątek. Prowodyrami zajścia jest główna bohaterka Jessica i jej kilkoro przyjaciół, którzy weszli do marketu bez kolejki korzystając z faktu, że sklep należy do ojca Jessici Thomasa. Ludzie biegają po alejkach zupełnie jakby było promocja schabu bez kości, wyrywają sobie przecenione towary, a w końcu tratują się nawzajem. Bobby, chłopak głównej bohaterki wszystko streamuje z telefonu na żywo, co będzie miało dla bohaterów i dla przebiegu fabuły niebagatelne znaczenie. To, co się tam dzieje daje nam przedsmak tego w jakim tonie będzie utrzymana cała produkcja. Jest tu kilka zabawnych sytuacji i przerysowanych scen gore.

W rok po tych wydarzeniach, podczas zbliżającego się święta dziękczynienia ktoś postanawia wyrzynać mieszkańców małego miasteczka Playmouth, w którym toczy się akcja. Morderca ubrany w maskę Johna Carvera, założyciela Playmouth dzierżący nóż, wielki topór i kilka innych zabawek. Będzie on grasował po miasteczku eliminując kolejnych bohaterów, a jednocześnie nękać pozostałych poprzez media społecznościowe, czy streamując całą zabawę z telefonu. Śledztwo niby wszczyna miejscowa policja, ale jak zwykle nie mają zbyt wiele punktów zaczepienia.

Film skupia się przede wszystkim na Jessice, nastolatce uczęszczającej do miejscowego koledżu. Jej ojciec Thomas (swoją drogą wyglądający jak Pan Ziemniak) jest właścicielem supermarketu, w którym doszło do tragedii. Jej chłopak Bobby, obiecujący sportowiec doznał poważnej kontuzji podczas zamieszek i znika z miasteczka na cały rok wracając akurat na świąteczną rzeź. Ona i jej koledzy będą musieli stoczyć walkę o przetrwanie i jednocześnie odkryć tożsamość o motywację zabójcy.

Pierwsze, co rzuca się w oczy w porównaniu do zwiastun z 2007 roku to porzucenie klimatu grindhousu lat 70tych na rzecz całkowicie współczesnego filmu pełnego nowoczesnych technologii. Nie ma tu więc typowych dla starych klisz filmowych wypłowiałych kolorów, nieostrości, czy skaz. Obraz jest ostry jak żyleta, kolory żywe, a wykonanie filmu bardzo hollywoodzkie i profesjonalne.

I mimo, że wolałbym jednak produkcję zachowaną w duchu oryginału to mogę to zrozumieć. To miał być film dla mas, a nie grupki nerdów jarających się starociami. Największym problemem jest tu schematyczna fabuła jadąca po wyświechtanych kliszach. Mamy tu bowiem przecież typowe mszczenie się za doznane krzywdy na prawdziwych, bądź domniemanych sprawcach tych krzywd. Ile mieliśmy tego typu slasherów, co by wymienić chociażby “Koszmar minionego lata”, “The Burning“, czy “Piątek 13go”. Zrozumiałbym takie klisze jeśli byłby to pastisz na slashery. Ale “Thanksgiving” to pełnoprawny slasher. Oczywiście można by go rozpatrywać w ramach hołdu dla klasycznych slasherów, ale to nie zwalnia scenarzystów z bycia kreatywnym.

Bohaterowie również są jak wycięci z typowego slasherowego kartonu. Wszyscy tacy sami, niczym się nie wyróżniają i nie bardzo ich polubiłem, a co za tym idzie nikomu nie kibicowałem, nie przejmowałem się, czy zginą, czy nie więc film nie trzymał mnie w napięciu. Szczerze to czekałem tylko na kolejne morderstwa.

Lepiej już jest jeśli chodzi o to, co w slasherze najważniejsze, czyli charakterystycznego killera i sceny morderstw. Zabójca wygląda odpowiednio złowieszczo. Odziany w typowe dla pierwszych osadników strój z charakterystycznym wysokim kapeluszem z rondem i maską Johna Carvera nie będzie brał jeńców. Już pierwsze zabójstwo było kreatywne i brutalne. Morderca najpierw zanurzył głowę kobiety w wodzie po to, żeby ta przykleiła się do drzwi chłodni, a oderwać się można tylko zostawiać własną skórę na zimnym metalu.

Zabójstwa są kreatywne, przeszarżowane, zupełnie nierealistyczne i to dobrze. Bo to czysta rozrywka, a gdy fabuła niedomagała to ja czekałem tylko na kolejne sceny zgonów. Roth zremakował kilka pomysłów z wcześniejszego trailera i mamy chociażby słynną scenę z trampoliną, choć ja wolałem akurat pierwotną wersję, która jakoś bardziej mną wzdrygała. Niezła była również akcja z krajzegą, czy piekarnikiem, ale za dużo zdradzać nie będę. Jest krwawo, są jakieś flaki, ale jakoś po cichu jednak liczyłem na więcej. Przynajmniej liczba trupów jest satysfakcjonująca, bo pada ich całkiem sporo.

Po Eli Rothcie, reżyserze, który zawsze jechał po bandzie, gościu, który nakręcił jeden z moich ulubionych horrorów “Hostel” spodziewałem się ciut więcej. Liczyłem na większą masakrę, przerysowanie tryskającą krew i flaki wszędzie wokół. Kilka niezłych scen dostałem, ale czuję niedosyt. Liczyłem po cichu na więcej szalonych pomysłów, a ostatecznie otrzymaliśmy slasher w miarę bezpieczny. Spodziewałem się więcej czarnego humoru, a Roth jedynie kilkukrotnie puszcza do widza oko. Być może gdyby to kręcił kto inny. Być może gdyby to nie był remake świetnego oryginału z 2007 roku nie oczekiwałbym nie wiadomo czego. A tak obejrzałem, bawiłem się nieźle i tyle.

Exit mobile version