Reżyseria: Alex Garland
Kraj: UK
Recenzję “Men” obejrzysz także na Youtube:
Dziś opowiem Wam o filmie ryjącym banię. Zaczyna się jak klasyczny atak psychopata na dom ofiary. By potem przejść w alegorię o toksycznej męskości, a w końcu w obrzydliwy horror pełen rozerwanych kończyn, a także wszędobylski wagin. Przed Wami recenzja horroru “Men”.
Harper po rozstaniu się z mężem Jamesem wynajmuje stare domostwo na wiejskim odludziu, aby samotnie odpocząć i pozbierać myśli. W pewnym momencie dom zaczyna nachodzić dziwny nagi mężczyzna. Inni mężczyźni z wioski również wydają się podejrzenia. Wkrótce Herper sama nie wie komu może ufać.
“Men” to horror od studia A24, które już nas przyzwyczaiło, że nie daje nam filmów łatwych w odbiorze i prostych w interpretacji. Podobnie jest i tym razem.
Wyreżyserował go Alex Garland i jeśli Wam coś mówi to nazwisko to intuicja Was nie zawodzi, gdyż jest to reżyser ciepło przyjętych filmów science fiction “Ex Machina”, czy “Anihilacja”.
Poznajemy tu Harper – dziewczynę z miasta, która chce rozstać się ze swoim mężem Jamesem. James nie jest już tym samym facetem, którego poślubiła. Jest zaborczy, porywczy i szantażuje kobietę twierdząc, że jeśli się rozstaną to strzeli samobója. Dziewczyna się go zwyczajnie boi. Ostatecznie dochodzi pomiędzy nimi do kłótni w wyniku, której James popełnia samobójstwo.
Wszystko to wiemy z licznych retrospekcji ukazujących końcowe dni jej burzliwego związku. Właściwa fabuła rozpoczyna się, gdy Harper przybywa do wiekowego, dwupiętrowego domostwa na odległej wsi.
Właściciel budynku Geoffrey, lekko dziwaczny, ale uprzejmy gość oprowadza ją po budowli zapewniając, że drzwi nie trzeba tu zamykać na klucz. Fanom horrorów od razu powinna się zapalić czerwona lampka.
Harper postannawia pójść na spacer i w tym momencie następuje moment przełomowy filmu. W lesie natrafia na stary, zapuszczony tunel. Przebywając w nim na jego drugim końcu pojawia się postać, która zaczyna ścigać bohaterkę. Agresor podąża za nią do wynajmowanego domu. Okazuje się nim dziwny, nagi mężczyzna z ciałem pełnym blizn. Od tej pory będzie nachodził główną bohaterkę.
Ten wstęp brzmi jak jakiś slasher, czy home invasion, ale druga połowa filmu skręca w zupełnie inną stronę, co jest typowe dla filmów od A24. Nie będę zdradzał, co się wydarzy później, ani kim jest tajemniczy mężczyzna, ale powiem jedynie, że Harper będzie szukała pomocy w pobliskiej wiosce, u miejscowej policji, księdza pracującego w obowiązkowym wielkim, kamiennym, starym kościele, czy u samego właściciela posesji.
Wykonanie filmu jest jak zwykle u tego studia znakomite. Świetna jest tu praca kamer, kolorystyka, ładnie sfilmowana przyroda pełna odcieni zieleni skontrastowana z dziką czerwienią wnętrza domostwa. Przemyślana jest także kompozycja kadrów. Film ogląda się po prostu przyjemnie.
Równie dobrze, a może i nawet lepiej jest z udźwiękowieniem i kompozycjami użytymi w soundtracku. Motywem, który będzie się przewijał przez cały film jest wpadający w ucho, ale również niepokojący, zwiastujący dramatyczne wydarzenia ascetyczny utwór wokalny acapella samej Harper, który pierwszy razy pojawia się w scenie w tunelu. Innym razem będzie to dudniąca muzyka poważna niczym z greckiej tragedii. Oprawa audiowizualna zdecydowanie robi robotę.
Równie dobrze jest z aktorstwem i doborem aktorów. Harper zagrała irlandzka aktorka Jessie Buckley, która była nominowana do Oskara w debiucie reżyserskim Maggie Gyllenhaal “Córka”. Kobieta gra tu pierwsze skrzypce i przekonująco odgrywa skrajne emocje. Z jednej strony dobrze zagrała żonę, która chce uciec od męża. Z drugiej kobietę skonfrontowaną z realnym zagrożeniem.
Brawa należą się także dla Rory’ego Kinneara, brytyjskiego aktora, który wcielił się w właściciela domu Geoffrey’a, ale także… w pozostałych mieszkańców wioski. Rory odegrał tu kilka ról używając różnych ubiorów, fryzur i makijażu, a czasem grubszej charakteryzacji.
Ok, porozmawiajmy o walorach horrorowych. Jak mówiłem film z początku chce nam wmówić, że jest klasycznym home invasion. Scena, w której samotna Harper podczas miłego spaceru pośród dzikiej głuszy pełnej zielonych drzew i krzaków napotyka ingerencję człowieka – stary, zapomniany, ciemny, długi tunel jest pierwszą ingerencją grozy w świat przedstawiony.
Gdy na końcu tunelu widzimy sylwetkę biegnącą w naszą stronę można odczuć dreszcz niepokoju przed nieznanym zagrożeniem. Gdy mężczyzna pokazuje się nam w pełnej krasie i nachodzi bohaterkę w jej domu napięcie nadal nie maleje. Kim jest intruz, jakie ma zamiary?
Zagrano tu również, całkiem umiejętnie, grą świateł i cieni, a także wynikających z tego jump scares. Są to klasyczne motywy typu z bohater z kimś rozmawia, gaśnie światło, po chwili się zapala, a postaci, która była przed naszymi oczami już nie ma, ale budzą pewien niepokój.
W trzecim akcie filmu, fabuła jednak skręca z obieranego od początku realizmu w stronę surrealizmu, oniryzmu, symboliki. A skoro to jedynie coś na kształt sennego koszmaru, to zagrożenie również jest nierealne i groza po prostu opada.
W ostatnich partiach filmu górę w spektaklu bierze body horror niczym rodem od samego Cronenberga. Otrzymujemy bowiem widok mężczyzn, czy też może raczej już potworów, którym w różnych dziwnych miejscach wyrastają waginy przez, które rodzą inne monstra. Sceny te są zrealizowane pierwszorzędnie. Maszkary są stworzone klasycznymi efektami pełnymi realistycznych tworzyw sztucznych. Z jednej strony odpowiednio odpychające, a z drugiej ciężko oderwać wzrok od efektu końcowego.
Najważniejsza w filmie pozostaje jednak warstwa symboliczna. I tu może być dla wielu osób problem, bo gdy niektóre z symboli są proste do rozszyfrowania to część z nich będzie po prostu niezrozumiała przez co cały film okaże się niejasny i niesatysfakcjonujący.
Film podejmuje ważny temat toksycznych związków i szantaży emocjonalnych, których dopuszcza się James na Harper. Podejmuje temat toksycznej męskości, przyzwolenie na przemoc, czy też gwałty. Jedna z postaci mówi do Harper: “mężczyźni czasem biją kobiety, i co z tego”? Cały film to podróż wgłąb zdruzgotanej psychiki Harper, a jej celem jest emocjonalne katharsis i wyzbycie się poczucia winy za śmierć ex-męża i pogodzenie się samej z sobą.
A teraz wyjaśnienie zakończenia. Harper w pewnym momencie rozszczepia ramię swego prześladowcy. Tutaj akurat nie trudno się domyślić, że chodzi o nawiązanie do męża Jamsa, któremu podczas samobójstwa ramię nadziało się na kolec ogrodzenia ryjąc w nim krwawą bruzdę.
Końcowe sceny, w których potwory-mężczyźni rodzą innych mężczyzn symbolizują przyzwolenie mężczyzn na przemoc wobec kobiet. Ojciec uczy syna mizoginii oprawiając przy nim matkę, kolega bagatelizuje przemoc kolegi, mówiąc nad kuflem piwa w knajpie, że to nic takiego. Scena symbolizuje odradzanie się patriarchatu niezależnie od czasów, czy miejsca.
Ostatnim ogniwem tej parodii narodzin jest oczywiście James, który również dopuszczał się przemocy fizycznej i psychicznej wobec własnej żony usprawiedliwiany przez męską część społeczeństwa. Wszyscy mieszkańcy wioski tak na prawdę są personifikacją samego Jamesa, oraz różnych stopni męskiej toksyczności. Po ostatnich narodzinach, gdy Harper siedzi na kanapie już ze swoim mężem ściska w ręku siekierę. Można się domyślić, że zabija go tym samym oczyszczając się z poczucia winy.
A kim jest prześladujący kobietę nagi mężczyzna? Jest personifikacją Greenmana z pogańskich legend, który następnie został zaadoptowany przez chrześcijaństwo. Greenman widoczne jest także na kościelnej chrzcielnicy obok innego galijskiego bóstwa. Bóstwa płodności Sheela Na Gig.
Poganie oddani byli kultowi płodności, w centrum którego oczywiście stała kobieta. Jak natomiast chrześcijanie traktowali i wciąż traktują kobiety wszyscy chyba wiemy. Procesy czarownic, sprowadzanie do roli sługi, mizoginia. Nagi prześladowca symbolizuje nastawienie mężczyzn do kobiet pośród wieków. Tysiące lat temu jako obiekt seksualny. Od czasów mrocznych wieków jako siedlisko zła, grzechu i zepsucia, które należy wypędzić ogniem i żelazem.
“Men” to opowieść o toksycznej męskości. To również historia kobiety, która musi się zmierzyć z demonami własnej przeszłości. Świetna od strony realizacyjnej. Od strony kina grozy nie wypada już jednak tak dobrze. Przyzwoicie prowadzony folk horror z pierwszej połowy, który kilkukrotnie przypominał mi “Wickermana” z 1973 roku w drugiej połowie tonie w surrealizmie rodem z filmów Lyncha. Film raczej tylko dla fanów skomplikowanego kina od studia A24. Nie dla tych, którzy liczą na horror z krwi i kości. Choć zarówno krew jak i połamane kości kilkukrotnie zagoszczą na ekranie.