Reżyseria: Fede Alvarez
Kraj: USA
Grupa znajomych jedzie do domku w lesie. Tam uwalnia starożytne zło, które po kolei ich opętuje i zabija.
Uwaga, możliwe spojlery. Chyba jestem zbyt dużym fanem oryginału i miałem za duże oczekiwania, co do remaku, bo cały film uważam za nieudany. Już scena otwierająca okazała się zupełnie nijaka, niepotrzebna, a wątki w niej zapoczątkowane opuszczone. Wygląd demonów – sorry, ale znudziły mi się już terkoczące szkarady o łamanym chodzie wyglądające jak miks japońskiej siksy ze studni z ostatnim egzorcyzmem. Nie oczekiwałem przerysowania na miarę oryginału, ale czegoś na czym będzie można zawiesić oko. Bohaterowie – ależ nieciekawa ekipa, tu nie było nawet głównej postaci, czy kogokolwiek, kogo można by polubić (o kimś na kształt Asha z oryginału zapomnijcie). Stwierdzam, że film z 1981 nie był zajebistym filmem z powodu historii, bo tą z grubsza odtworzono, ale z powodu szczegółów i smaczków, z mega efektów specjalnych, onirycznego klimatu, masy pomysłowego gore i ciekawych postaci. Tutaj nic z tego nie dostajemy (no może nieco gore zrealizowanych w klasyczny sposób było miejscami soczyste i przypominało pierwowzór). W całym filmie jest za to masa ogranych patentów jak wspomniane długowłose zjawy o pajęczym chodzie, ograne jump scenes, czy masa głupot jak np. scena reanimacji (lol). Jedyny dobry pomysł to próba nakręcenia poważnego horroru, a nie beki, jednak scenariusz i reżyseria nie udźwignęły tego ciężaru. O wykonaniu już nie wspomnę, jest poprawno-hollywoodzkie, może i nawet ładne, może i kogoś zachwyci, ale co z tego jak reszta leży i jest nijaka. A praca kamer ginie w przedbiegach z tym, co możemy zobaczyć w produkcji Raimiego. Na głowę bije go nawet amatorski Within the Woods tegoż reżysera. Remake okazał się produkcją poniżej przeciętnej, nie broniącą się niczym specjalnym, jak najbardziej oglądalny to film, ale czy jest po co go oglądać?