Reżyseria: John Grissmer
Kraj: USA
Młodociany Todd zostaje zamknięty w zakładzie dla obłąkanych po tym, gdy zamordował z zimną krwią faceta w kinie samochodowym. Jego brat bliźniak Terry wiedzie spokojne i wygodne życie, mieszkając z matką, obracając dziewczynę i bawiąc się z kolegami. Po 10 latach Todd ucieka i wraca do rodzinnego domu, gdzie dochodzi do regularnej masakry.
Wyborny slasher, gdzie trup ściele się wyjątkowo gęsto. Killer nie ma zamaskowanej twarzy a blond czuprynkę, ale zarzyna swe ofiary z zimną krwią niczym kolejne wcielenie Jasona. W ruch idzie zarówno siekiera, maczeta jak i widelec do grilla. Mamy tu mnóstwo kozackich scen gore jak obcinanie głowy, przepoławianie, pozbawianie członków i szlachtowanie maczetę. Wszystkiemu przygrywa wpadająca w ucho synthpopowa muzyka. Szkoda, że nieco zabrakło klimatu zagrożenia, a fabularnie reżyser nawet nie stara się bawić z widzem (dokładnie wiemy, który z braci jest mordercą, a przecież można by zwodzić widza), ale finał pozostaje satysfakcjonujący. Aktorstwo jest znośne, może i wymuskany blondas nie jest zbyt straszny, ale spójrzcie na jego psycholski uśmiech, od tej sceny zacząłem się go bać.
Zdecydowanie rzecz warta zobaczenia szczególnie przez miłośników krwawych slasherów.