Reżyseria: Marino Girolami
Kraj: Włochy
W nowojorskim szpitalu znikają fragmenty zwłok. Gdy złodziej zostaje schwytany (i zabity) okazuje się, że to kanibal z indonezyjskich wysp. Asystentka doktora postanawia zorganizować wyprawę na tą wyspę w celu zbadania zwyczajów tubylców. Wyprawa szybko zmienia się w krwawą jatkę za sprawą kanibali, ale też czegoś znacznie gorszego.
Włoski film kanibalistyczny z 1980 roku przeistaczający się w zombie movie. Idealny przykład jak można zrobić dwie pieczenie na jednym ogniu: nakręcony na tym samym planie i w tym samym czasie, co “Zombie Flesh Eaters” Fulciego. Pełen kiczu, taniości i niedoróbek, ale z zachowaniem klimatu i krwawych efektów typowych dla tego okresu i gatunku. Ogląda się przyjemnie, choć na żadne zwroty fabularne i spektakularne akcje liczyć nie można. Seans umili kilkukrotne wypruwanie flaków, wydłubywanie oczu i insze trepanacje. Zombie nie ma jakoś dużo i są zrobione dość niechlujnie, nie są też żądne ludzkiego mięsa, a bardziej służą jako niewolnicy niczym z oldschoolowych zombie movies z czasów przedromerowskich. Raczej tylko dla miłośników włoszczyzny. Mi się podobało.