Site icon Horror blog

Wielki marsz (2025) – recenzja – Dystopijny marsz

Reżyseria: Francis Lawrence
Kraj produkcji: USA

Dystopijna przyszłość. Co roku organizowany jest Wielki Marsz, w którym 50 ochotników idzie bez celu, i bez końca. Kto się zatrzyma, albo spróbuje uciec dostaje kulkę w głowę. Zwycięzca natomiast staje się celebrytą, otrzymuje górę pieniędzy i jedno życzenie do spełnienia.

Wielki Marsz na podstawie powieści Kinga to z jednej strony kino drogi, z drugiej polityczny dramat. 50 uczestników marszu to różnorodna zbieranina. Mężczyźni w różnym wieku, różnego pochodzenia etnicznego, o różnej budowie ciała i różnych charakterach. Każdy z nich ma swoją historię i marzenie, które chce spełnić po wygranej. Ale wygra tylko jeden.

Wielki marsz to kino przegadane, w którym cała fabuła opiera się na dialogach bohaterów. Po kawałku poznajemy każdego z nich, ich historie i motywacje. W końcu jednak pierwszy się zatrzymuje i zostaje zabity przez towarzyszących im żołnierzy pod przywództwem demonicznego Majora. Wkrótce grupa się mocno kurczy. I to największy element zaskoczenia. Nigdy nie wiadomo, kto będzie następny i dlaczego się zatrzyma. Czy będzie to skurcz w nodze, brak woli walki, czy zmęczenie.

Film bywa brutalny i do śmierci w nim ciężko się przyzwyczaić. Bo bohaterowie są z krwi i kości, a strzały z karabinu głośne i definitywne. Ale są tu też pozytywne emocje, gdyż to film również o dążeniu do celu, o przyjaźni, samopomocy, pokonywaniu własnych słabości. Do tego rewelacyjnie zagrany i nieźle zrealizowany.

Jednak jak wspominałem to kino przegadane, w którym niewiele akcji. Nie do końca też szarpie widzem tak jak powinien i jest dość przewidywalny. Znajduje się tu kilka twistów fabularnych i przewidziałem wszystkie, a ja do domyślnych nie należę. No, spodziewałem się po nim sporo więcej, choć sam nie wiem czemu bo doskonale znałem konwencję ze zwiastuna. Mimo to uważam, że każdy powinien obejrzeć ten film, choć to raczej kino na jeden seans.

Exit mobile version