Reżyseria: Arseny Syuhin
Kraj: Rosja
Największy wykop na Ziemi, ponad 12 kilometrów pod powierzchnią. Mały zespół ratunkowy zjeżdża windą, aby zbadać do jakiej tragedii tam doszło. Ludzie poruszyli coś co zawsze powinno pozostać pod Ziemią.
KURWA MAĆ! Czaiłem się na ten film pół roku odkąd o nim usłyszałem. Film inspirowany “The Thing” Carpentera, tematyka super, a wyszło mniej niż średnio. Wizualnie więcej niż dobrze: mamy podziemną bazę i długą windę do niej prowadzącą, aktorzy jakoś sobie radzą, a praktyczne efekty specjalne to jedna z najlepszych rzeczy jakie widziałem w nowoczesnym kinie (fakt, że używane oszczędnie, ale wykonanie wzorowe!). Ale nie pyknął tu scenariusz i reżyseria. Ludzie zarażają się obcym grzybem, który ich mutuje jak najbardziej spoko. Ale zabrakło tu jakiegokolwiek napięcia. Zero suspensu. Wisi nam życie całej załogi z główną bohaterką na czele. Akcja jest poprowadzona tak nieumiejętnie, że nie ma komu kibicować, ani czego się bać. Do tego kilka durnych scen psujących immersję. Po seansie wiem, że już do niego nie wrócę. Bo nie ma do czego. Wolę obejrzeć po raz dziesiąty “Underwater”, który był w sumie niczym więcej jak podwodnym popkorniakiem, ale miał jakieś walory rozrywkowe. Wielki zawód, a szkoda, bo miał wszystko aby być niskobudżetowym hołdem dla “Cosia”. Zabrakło jednak nieco talentu.