Reżyseria: Péter Bergendy
Kraj: Węgry
Jest rok 1918, zima. Fotograf pośmiertny Tomas przybywa na wezwanie dziewczynki z pobliskiej wsi Anny, gdzie epidemia hiszpanki szczególnie dała się we znaki. To obfotografowania jest sporo ciał. Jednak okazuje się, że w wioskę nawiedza również coś gorszego od śmiertelnej choroby.
No i mam pierwszy film ze Splat!FilmFestival za sobą i tak jak podejrzewałem, jest to klasyczna opowieść o duchach. To, co wyróżnia “Post Mortem” na tle innych ghost stories to czas i miejsce akcji. Mała węgierska wioska na odludziu skuta lodem i śniegiem, w której wszyscy mieszkają w starodawnych chatach krytych strzechą, gdzie zabobony i wiara w duchy są wciąż żywe, jest świetnym miejscem na rozegranie się paranormalnych łowów. Także czasy krótko po I Wojnie Światowej, na której były miliony trupów, wielu zaginionych, a epidemie również nie odpuszczały, sprzyjają opowieści o duchach.
I oto dwójka kompanów, fotograf pośmiertny Tomas, oraz nieco dziwna dziewczynka Anna razem będą musieli rozwiązać zagadkę tajemniczych nawiedzeń.
Niestety, ale reżyser filmu nie podołał w najważniejszych scenach, czyli straszenia. A tych jest tu naprawdę sporo. Sceny nie wzbudzają żadnych emocji, a z pewnością już nie wywołują niepokoju, czy strachu. Fakt, czasem bywają efektowne (efekciarskie?), ale to zdecydowanie za mało, a szkoda.
“Post Mortem” to nieźle zrealizowany film i ciekawa historia z dobrym aktorstwem i ciekawą otoczkę historyczną, ale nieco za mało, żeby nazwać ją naprawdę dobrym horrorem.