Reżyseria: Tod Williams
Kraj: USA
W domu Reyów grasuje pan zły duch. Zdaje się skupiać swą uwagę na dwuletnim Hunterze.
Ciągle nie mogę uwierzyć i zrozumieć jakimi ludzie są idiotami, żeby wychwalać walory tego nic nie wartego knota. W filmie nie dzieje się nic. Oglądamy 1,5h albo roztrzęsione ujęcia z życia domowników, albo (i to częściej) statyczne ujęcia domu z kamer na ścianach. Akcji w filmie łącznie jest może ze 3 minuty. Jak akcja już jest to jest tragiczna. Ludzie sobie chyba wmówili, że ten film jest straszny, czy klimatyczny. Dementuję: nie jest. No, bo kto się przestraszy oklepanych motywów w postaci spadającej patelni, poruszających się drzwi, czy o zgrozo (w końcówce filmu) baby targanej za nogę przez niewidzialne siły. Kolejna rzecz: bohaterowie. Nieciekawi, irytujący. Wtórność: jedynka nie wnosiła do kinematografii nic. Dwójka jest dokładną kalką jedynki, bohaterowie, dom, sposoby na straszenie są identyczne. Ale, czego spodziewać się po produkcji, która mogła kosztować paręnaście tysięcy dolarów, za to promocja kilka milionów? Totalny kał dla zidiociałego popkornojada.