Reżyseria: William Brent Bell
Kraj: USA, Kanada
Chyba nikt się nie spodziewał w tym filmie takiego twistu fabularnego. “Sierota” zaskoczyła po raz kolejny zwrotem akcji. Ale chyba nie tego się spodziewaliśmy.
Recenzję Sieroty. Narodziny zła obejrzysz także na Youtube:
Leena to 31letnia kobieta wyglądająca jak dziesięcioletnia dziewczynka. Za sprawą swych brutalnych zachowań przebywa w zakładzie dla psychicznie chorych. Gdy nadarza się okazja Leena ucieka. Następnie przybiera tożsamość Esther, zaginionej przed czterema laty córki pewnej amerykańskiej rodziny i wprowadza się do ich domu. Jednak nie wszyscy wierzą w jej historię.
“Sierota” z 2009 roku zebrała w większości pozytywne recenzje. Był to całkiem sprawnie zrealizowany horror psychologiczny o dorosłej kobiecie w ciele dziecka, która sprawnie manipulowała przybranymi rodzicami. W dodatku miała mordercze skłonności.
Twist fabularny z końcówki filmu zaskoczył chyba każdego. Cała moc “Sieroty” opierała się właściwie na nim. Przed seansem prequela zastanawiałem się jak oni chcą utrzymać uwagę widza skoro wszystkie karty zostały odkryte już w produkcji z 2009 roku. Podejrzewałem, że film będzie po prostu odgrzewanym kotletem, w którym Esther molestować będzie kolejną rodzinę tymi samymi sztuczkami. I tak w zasadzie było, ale tylko do pewnego momentu. Ale o tym zaraz.
“Orphan. First Kill” rozpoczyna się w Estonii, gdzie Leena przebywa w zamkniętym zakładzie, do którego na pierwszy dzień pracy przybywa nowa pracownica. Dyrektor placówki szybko nakreśla nowej pracownicy kim jest Leena, gdyby ktoś z widzów przypadkiem nie widział części pierwszej filmu. Myślałem, że cała akcja będzie się toczyć w Estonii, ale szybko przeskakujemy do Stanów, gdy Leena już jako Esther wprowadza się do wielkiego domostwa nowej rodziny, Albrightów.
Przed czterema laty córka Albrightów zaginęła i od tamtego czasu rodzina nie może pozbierać się z traumy. Gdy pojawia się Leena ich życie wraca do dawnej normy. Leena jest bowiem zdolną aktorką i zaczyna robić to, co w pierwszej odsłonie filmu. Podszywa się pod dziecko i zaczyna manipulować rodzinom od czasu do czasu w brutalny sposób pozbawiając kogoś życia.
Nie każdy jednak do końca wierzy w opowieści dziewczynki. Psycholog, do którego uczęszcza wprost mówi, że dziewczyna kłamie. Jej matka Tricia też ma przebłyski sceptyczności, a brat Gunnar – nastolatek odnoszący sukcesy sportowe traktuje ją gorzej niż powietrze. Także zaprzyjaźniony detektyw węszy oszustwo. Jedynie ojciec Allen ufa odnalezionej córce bezgranicznie.
Jak widać fabuła jest bliźniaczo podobna do części pierwszej. W połowie filmu zacząłem się nawet nudzić oglądając tego odgrzewanego kotleta. Podejrzewałem, że twórcy sequela mogą pójść jedną z dwóch ścieżek. Albo zrobią dokładną kopię jedynki z tym, że rzecz jasna pozbawioną elementu zaskoczenia – to byłaby chyba najgorsza opcja, bo po co oglądać ten sam film tylko, że gorszy. Jednak po dwóch brutalnych zabójstwach, które Esther popełnia w pierwszym akcie pomyślałem, że może pójdą w stronę slashera. To byłoby płytkie, ale już ciekawsze od pierwszej opcji. Twórcy jednak poszli w stronę zupełnie niespodziewaną.
W połowie filmu następuje twist fabularny. Tak niespodziewany, tak karkołomny i szyty grubymi nićmi, że całe kino, w tym ja parsknęło śmiechem. Od tego momentu film zmierza w zupełnie innymi kierunku, który doprowadzi do klasycznej gonitwy po dachu płonącego domu niczym we “Frankensteinie” Universalu. W pewnym momencie zaczynamy nawet kibicować Esther. Od tego momentu film nawet zaczął mnie nieco intrygować. Pomijając już bzdurność samej fabuły. Nie będę dalszych wydarzeń spojlerował, ale napomknę, że od wspomnianego twistu film robi się po prostu naiwnie zabawny. A chyba nie takie było założenie twórców bądź, co bądź kina grozy.
Jeśli chodzi o techniczne wykonanie to jest po prostu poprawne. Nic, o czym można by więcej opowiedzieć. Aktorzy sobie jakoś radzą, choć nikt nie wybija się na prowadzenie. Praca kamer i zdjęcia są po prostu w porządku, a muzyka tak nijaka, że nawet jej nie zapamiętałem.
Najsłabiej wypada jednak sama Esther, czyli Isabella Furhman. W pierwszej części grała przekonująco i łatwo można było uwierzyć, że jest dzieckiem, mimo że trochę dziwnym. W prequelu gra bardzo sztucznie i manierycznie. Ciężko było mi uwierzyć, że ktokolwiek z bohaterów filmu mógłby łyknąć, że naprawdę jest tym za kogo sie podaje.
Problemem jest także wiek Fuhrman. W części pierwszej Isabelle grała jedenastolatkę, gdy sama była w podobnym wieku. W części drugiej Esther ma 10 lat, podczas gdy grająca ją aktorka aż 23. Czaicie tą różnicę? Twórcy filmu oczywiście się dwoją i troją, aby odmłodzić aktorkę. Prócz charakteryzacji i CGI używają sztuczek operatorskich jak wymuszona perspektywa, która była wykorzystywana nagminnie np. w trylogii “Władcy pierścieni”, aby hobbici wydawali się mniejsi. Gdy Esther filmowana jest od tyłu w pełnym planie podstawiano dublerkę, aby na zbliżeniach znów było widać twarz Furhman. A aktorzy towarzyszący dziewczynie chodzili na koturnach, aby wydawali się wyżsi. Wszystkie te wysiłki na nic, bo Esther wygląda jak czterdziestoletnia kobieta w makijażu, który stara się to ukryć. No, nie udało się.
Film jest także brutalniejszy od swego poprzednika. Trupów pada więcej, krew wesoło bryzga na młodzieńcze oblicze antagonistki, a dwukrotnie nawet z roztrzaskanych czerepów wyleje się mózg.
Pierwsza część była zgrabnie opowiedzianym, kameralnym horrorem psychologicznym, który z jednej strony trzymał w napięciu, a z drugiej szarpał widzem, gdy Esther używała swych kolejnych sztuczek, aby manipulować domownikami.
“Sierota. Narodziny zła” to natomiast w połowie odgrzewany kotlet pozbawiony wszystkich czynników, które zrobiły z jedynki hit. A po tragikomicznym zwrocie akcji zamienia się w groteskę szytą grubymi nićmi. Mimo wszystko cieszę się, że ten twist powstał. Wolę przeszarżowany chłam od nudnej jak flaki z powtórki z rozrywki w gorszym wydaniu.
Nie wiem, czy wiecie, że historia Esther, przynajmniej tej z pierwszej części oparta jest na faktach. Oparta jest o przynajmniej kilka historii, gdy dorosłe kobiety podszywały się za dzieci. Jedną z nich jest historia Dzieci w Kurim, do streszczenia której Was zapraszam.