Ten artykuł obejrzysz także na Youtube
Almost Human
“Amost Human” (nie mylić a arcydziełem poliozziotesco Umberto Lenziego) to niskobudżetowy horror science fiction nakręcony w stylu lat 80tych jednak bez akcentów humorystycznych jak to bywa w takich hołdach.
Klimat już od początku udziela się widzowi – małe miasteczko otoczone gęstymi lasami, gdzie domy nie są rozsiane zbyt często i monstrum w ludzkiej skórze, które przybyło na Ziemię, by zrealizować złowieszczy plan.
Realizacyjnie jest bez większych zarzutów, choć czasem aktorstwo nieco kuleje. Ale na szczególną uwagę zasługują smakowite sceny gore, a jak na tak kameralny horror pada tu całkiem sporo trupów. W ruch pójdzie i siekiera i ręczna piła i shotgun. Gardła będę rozcinane, głowy miażdżone, a członki odcinane.
Czuć w całej historii echa “Inwazji Porywaczy Ciał” jednak na mniejszą, lokalną skalę. Czuję, że Joe Begos, późniejszy reżyser “Ekstazy”, o którym wspominałem przy okazji najlepszych horrorów 2019 roku jeszcze nie raz nas pozytywnie zaskoczy.
The Entity
Carla mieszkająca na przedmieściach z trójką dzieci pewnego dnia doświadcza obecności złowrogiej siły. Duch nie tylko maltretuje ją fizycznie i psychicznie, ale także wielokrotnie gwałci. Carla początkowo szuka pomocy u lekarzy wierząc, że to umysł płata jej figle, ale gdy terapia nie przynosi rezultatów pomocy musi szukać gdzie indziej.
“Entity” to horror o nawiedzeniu z 1982 roku, w którym to nie konkretne miejsce jest nawiedzane przez emanację nie z tego świata, a konkretna osoba.
W filmie przerażające jest to, że od prześladowcy nie można po prostu uciec, gdyż duch podąża za swoją ofiarą maltretują ją w każdym miejscu.
Na szczególną uwagę zasługują doskonałe sceny nawiedzenia. Duch jest tutaj niewidoczny, nie wykorzystano aktora w charakteryzacji, kukły, czy CGI. Cały ciężar odegrania tych scen tak abyśmy uwierzyli, że faktycznie Carla wchodzi w interakcję ze zjawą spada na aktorkę znaną z serii “Isnidous” Barbarę Hershey. Dzięki jej znakomitej grze aktorskiej i malującym się na twarzy bólu czujemy jakby faktycznie kobieta była właśnie gwałcona przez byt nie z tego świata.
Znakomicie wypada też kilka efektów specjalnych, które nawet dziś robią wrażenie. Chodzi mi tu głównie o efekt ściskania piersi bohaterki przez niewidzialną rękę.
“Entity” to dość klasyczna opowieść o złośliwym duchu jednak dzięki kilku szczegółom scenariusza i niezłym, stonowanym wykonaniu sprawia, że ogląda się go z przyjemnością.
Honeymoon
Młode małżeństwo Bea i Paul wyjeżdża do kurortu nad jeziorem na swój miesiąc miodowy. Pierwsze dni para spędza na niczym niezakłóconej sielance. Pewnej nocy Paul odnajduje Beę lunatykującą w lesie. Od tego zdarzenia małżonka zaczyna zachowywać się bardzo niepokojąco.
Honeymoon to bardzo fajny, kameralny horror z 2014 debiutującego reżysera Leigha Janiaka, w którym występuje przez większą część filmu jedynie dwójka aktorów.
Cały sukces “Honeymoon” opiera się na nie wykładaniu kart od razu na stół i utrzymującej się atmosferze niepewności i nieznanego zagrożenia.
Właściwie do końca seansu nie za bardzo wiadomo z czym mamy do czynienia, czy to home invasion, monster movie, a może film o obcych.
Miejsce osadzenia akcji, czyli wielki, opustoszały kurort robi niezłą robotę. Bohater filmu nie ma gdzie uciec, gdzie szukać pomocy. W pobliżu nie ma żywej duszy. Mimo, że miejsce akcji jest rozległe czujemy pod skórą klaustrofobiczny niepokój. Tym bardziej, że zachowanie świeżo upieczonej żony robi się coraz bardziej dziwaczne i zagrażające życiu.
“Honeymoon” to dobrze nakręcony, klimatyczny, kameralny horror o rozpadzie małżeństwa. Jeśli damy mu szansę i kupimy konwencję nieraz może zjeżyć włos na głowie. Dobra odskocznia od rozdmuchanych, hollywoodzkich produkcji pełnych akcji.
Attack the block
Na brytyjskie osiedle spadają meteoryty, z których wypełzają małpopodobne potwory. Grupa młodocianych blokersów zabija jednego z nich, czym naraża się na ataki reszty watahy. Wraz z młodą pielęgniarką, dilerem narkotyków i czarnym gangsterem kryją się w blokowisku, by odpierać ataki potworów.
“Attack the block” to film o kosmitach atakujących małoletnich przestępców z brudnych blokowisk na obrzeżach Londynu. Jest to połączenie horroru, filmu science fiction, ale także luźnego klimatu komedii.
Twórcy filmu przewrotnie głównymi bohaterami nie uczynili dzielnych żołnierzy, komandosów, czy policjantów, a trudną młodzież, która sama ma na bakier z wymiarem sprawiedliwości. Co więcej stróże prawa zostali tu przedstawieni jednoznacznie negatywnie. To młodzież zahartowana przez życie w blokowisku, która nie da sobie utrzeć nosa jakimś pozaziemskim stworom staje na wysokości zadania.
Stwory z kosmosu atakujące bohaterów wyglądają świetnie. Przypominają czarne małpy ze świecącymi zębami, a są zrealizowane zarówno klasycznie jak i komputerowo, ale to drugie jest na tyle sprawnie zrealizowane, że zupełnie nie razi.
Akcja jest wartka, dzieje się dużo od początku do samego końca, a wszystko to sfilmowano bez zarzutów.
Mało w tym, co prawda grozy, bardziej ogląda się jak komedię science fiction wypełnioną akcją, ale nie zmienia to faktu, że to bardzo przyjemny horror o inwazji obcych dotykający jednocześnie problemów społecznych.
Pyewacket
Leah przeprowadza się z rozchwianą emocjonalnie matką do domku w lesie. Leah jest wściekła na rodzicielkę i za pomocą czarnej magii postanawia się na niej zemścić. Nastolatka nie do końca wierzy w działanie magii, ale wkrótce uświadamia sobie, że popełniła fatalny błąd jednak jest już za późno.
“Pyewacket” to film producentów “The VVitch” i reżysera “Backcountry” Adama MacDonalda inspirowany jak sam mówi norweskim blackmetalem, a to powinno już wystarczyć za rekomendację.
Fabuła skupia się na relacji matki z córką, a horror rozgrywa się na drugim planie, choć w drugiej połowie filmu zaczyna grać pierwsze skrzypce.
Obraz nieco przypomina “Hereditary” Ariego Astera jednak jest fabularnie prostszy, a zatem przystępniejszy. Widoczne są także echa “Blair Witch Project”, gdyż fabuła rozgrywa się głównie w domku na odludziu otoczonym lasem, gdzie czai się zło. Przez cały seans towarzyszy widzowi poczucie, że coś złego wisi w powietrzu, że wydarzy się nieopisana tragedia. Atmosfera mrocznego lasu i pogańskiej magii udziela się widzowi, McDoland nie epatuje jump scarami, a straszny klimatem, by ostatecznie uderzyć widza między oczy końcówką otwartą na interpretacje.
“Pyewacket” to stonowany horror, który może nieźle wystraszyć. Film ten pokazuje, że nie trzeba dużych środków, aby trzymać w napięciu. Wystarczy prastary las i dobra historia.