Reżyseria: Ari Aster
Kraj: USA, Szwecja, Węgry
Dani po tragicznej śmierci rodziny wyjeżdża z chłopakiem i jego kolegami do małej osady w Szwecji, w której żyje komuna czcząca naturę i krąg życia.
Nowy horror w reżyserii Ari Aster odpowiedzialnego za fenomenalne “Hereditary”. I tym razem reżyser daje nam kino nietuzinkowe i niebanalne. Na największe uznanie zasługuje warstwa audiowizualna. Zdjęcia, praca kamer i kolorystyka są wręcz przepiękne. Odpowiedzialny za efekt jest Polak Paweł Pogorzelski (który zrealizował zdjęcia również do “Hereditary”). Twórcy musieli wykonać tytaniczną pracę kręcąc wszystko w plenerze, w biały dzień, w pełnym nasłonecznieniu i z dziesiątkami aktorów i statystów bez zbędnego CGI. I podołali. Niestety z warstwą fabularną jest już gorzej. Doceniam, że nie ma tu banałów, czy jump scars, ale horroru tu za mało. O ile w “Hereditary” w drugiej połowie i końcówce groza wręcz się wylewała się z ekranu tutaj jest jej jak na lekarstwo. Ok, są dziwne, a nawet straszne rytuały, jest kilka wybornych scen gore, oniryczno-tripowy klimat, jest zakończenie rodem z “Wickermana”, ale to zdecydowanie za mało. To slow cinema, arthouse, pełen symboli, interpretacji, roli rodziny, ale grozy tu niewiele. Jeżeli podobały Wam się “The VVitch”, “Mother”, “Suspiria” lub chcecie zobaczyć jak sobie poradził Aster w swoim drugim filmie koniecznie sięgnijcie po “Midsommar”. Jeśli lubicie piękne zdjęcia, czy kunszt realizatorski również koniecznie idźcie do kina. Jeśli czekacie jednak na pełnoprawny horror srogo się zawiedziecie.