Site icon Horror blog

Masakra w rzeźni (2025) – recenzja

Reżyseria: Martijn Smits
Kraj produkcji: Holandia

Grupa aktywistów prozwierzęcych włamuje się nocą do lokalnej rzeźni, aby uratować świnie. Nie wszystko idzie po ich myśli. Wkrótce sami stają się celem ataku oszalałego rzeźnika.

Masakra w rzeźni to holenderski horror gore nieco przypominający Wake Up z 2023 roku jednak nakręcony w poważniejszym tonie.

Fabuła jest prosta: grupa młodzieży przebranej w maski wkracza do rzeźni, aby sterroryzować pracującą tam rodzinę. Szybko jednak role się odwracają i rozpoczyna się gra o przetrwanie.

Na wstępie należy zadać sobie pytanie, kto tu jest tym dobrym bohaterem. Czy mamy kibicować aktywistom, którzy nachodzą i terroryzują spokojnie żyjącą rodzinę, czy raczej rzeźnikom którzy z cierpienia zwierząt zrobili biznes na masową skalę.

Reszta fabuły to już typowa ganianka po obskurnym budynku rzeźni podczas, której obie grupy polują na siebie. Rzecz jasna nie obędzie się bez krwawych scen, a tych dostaniemy sporo. Z początku, co prawda kamera pracuje tak, żeby za dużo nie pokazać, ale w końcu się rozkręca i otrzymamy zarówno ćwiartowanie, wypruwanie flaków, podrzynanie gardła jak i kilka innych atrakcji. Sceny gore i charakteryzacja stoją na niezłym poziomie.

Problem w tym, że film nie utrzymuje żadnego klimatu zagrożenia, a co za tym idzie grozy. Psychologicznie postacie są żadne. Wszyscy bohaterowie są antypatyczni i wycięci z kartonu. Czekamy tylko aż pójdą pod rzeźnicki nóź. Samo zakończenie zaś jest przegięte, zabawne i satysfakcjonujące.

Masakrę w rzeźni polecić mogę tylko osobom, które nie miały za dużo do czynienia z tego typu kinem, czyli krwawym survivalem. Jeśli widzieliście, którąś masakrę, czy Frontière(s) to wiecie wszystko o omawianym filmie. Ale jako lekka rozrywka zroszona obficie juchą nawet się sprawdza.

Exit mobile version