Reżyseria: Oz Perkins
Kraj produkcji: USA, Kanada
Dziś opowiem Wam o do tej pory najlepszym horrorze 2024 roku. O produkcji, która wygląda jak połączenie Milczenia Owiec z Omenem, czy Zodiaka z Sinisterem. O filmie, w którym gra Nicolas Cage, choć ani razu nie pojawił się ani w zwiastunie, ani na plakatach reklamowych. Zapraszam do recenzji demonicznego Longlegs, w polsce dystrybuowanego jako Kod Zła.
Recenzję Longlegs obejrzysz także na Youtube:
Agentka FBI Lee Harker prowadzi dochodzenie w sprawie tajemniczego seryjnego mordercy, który od 30 lat zmusza przypadkowe rodziny do zabijania siebie nawzajem. Jedyny trop to pozostawione na miejscu zbrodni zaszyfrowane listy. W toku śledztwa wychodzi, że przeszłość Harker może mieć związek z zabójcą.
Longlegs to horror w reżyserii Osgooda Perkinsa, syna Anthony’ego Perkinsa, czyli aktora, który wcielił się w głównego antagonistę w Psychozie Hitchcocka.
Oz kilka razy już pokazał nam, że potrafi kręcić horrory jakieś. Może nie każdego jego styl kupi, ale przynajmniej ma jakiś styl, a w mojej opinii niezły. Jego filmy cechuje niespieszne tempo, senna atmosfera, gęsty klimat, oraz audiowizualna maestria.
Pokazał to chociażby w satanistycznym horrorze Zło we mnie, czy Małgosi i Jasiu, który był ucztą dla oczu i uszu. Longlegs ponownie jest w tym stylu, ale zdaje mi się, że fabuła będzie bardziej przystępna dla przeciętnego widza.
Longlegs skupia się na młodej, niedoświadczonej agentce Lee Harker. Okazuje się, że dziewczyna posiada pewne moce nadprzyrodzone. Nic wielkiego ot jest połowicznym medium. Bądź jak kto woli jej przeczucia potrafią się sprawdzać częściej niż u zwykłych ludzi. Dziewczyna zostaje przydzielona do nierozwiązanej sprawy tajemniczego mordercy. Sprawy, która toczy się od 30 lat i nie posuwa się naprzód mimo, iż giną kolejne osoby. Tajemniczy mężczyzna podpisujący się pseudonimem Longlegs zmusza ojców, aby mordowali swe rodziny, a następnie odebrali sobie życie. Jej partnerem w tej sprawie, a zarazem zwierzchnikiem zostaje Agent Carter. Szybko się okazuje, że Longlegs interesuje się agentem Herker, co w niespodziewany sposób pozwala pchnąć śledztwo do przodu.
Longlegs nazwałbym połączeniem Milczenia owiec z Omenem. To typowy thriller, w którym agentka FBI prowadzi śledztwo wymykającemu się jej seryjnemu mordercy. Harker odwiedza miejsca zbrodni, przepytuje świadków, analizuje dowody rzeczowe (w tym zaszyfrowane listy pozostawione na miejscach zbrodni przez mordercę), aby odkryć jego tożsamość. Musi się spieszyć, bo kolejne rodziny zostają odnalezione zastrzelone, zasztyletowane, czy zabite siekierą.
A, gdzie tu ten cały satanizm? Nie chcę zdradzać za wiele, ale mamy tu wyraźny wątek okultystyczny, kilka razy pojawi się nawet widmowa rogata postać. Perkins ukazuje tu okultyzm rodem z lat 60tych i 70tych, wiecie glam rock, rock’n’roll, hipisi mieszając to z wykolejeńcami w stylu rodziny Mansona. Wychodzi to ciekawie i wiarygodnie.
Bardzo dobrze wypadają tu kwestie audiowizualne. Kolorystyka filmu jest chłodna, praca kamer spokojna, aktorstwo naturalistyczne, obraz jakby nieco chropowaty. Jest tu cała masa ładnie skomponowanych kadrów, w których dominuje symetryczność, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Małgosi i Jasia tego reżysera. Nakręcony jest po prostu prima sort.
Zwraca uwagę także format w jakim zarejestrowano obraz. Sceny retrospekcji, których jest tu sporo nakręcono na taśmie 16mm w charakterystycznym kwadratowym formacie, co daje wrażenie obcowania ze starym filmem z lat 70tych i idealnie współgra z wydarzeniami z przeszłości. Reszta filmu zaś jest zarejestrowana szerokokątnym obiektywem, co powoduje, że obraz jest bardzo długi i nie posiada pasków ani bocznych, ani tych góra dół. W kinie obraz dosłownie wypełniał cały ekran. I robiło to wrażenie. Klimat robią tu także duże zbliżenia i ziarnista faktura obrazu bedąca hołdem dla kina sprzed kilku dekad.
Ważnym elementem kreującym nastrój niewypowiedzianego zła, które nie cofnie się nawet przed mordowaniem dzieci, obcowania z siłą nieczystą, ze śmiercią, zgnilizną i robakami jest muzyka, a właściwie dziwaczne, niepokojące efekty dźwiękowe. Złowrogi ambient, zgrzyty, piski, a miejscami oldschoolowa muzyka gitarowa robią tu robotę. Od czasu do czasu włos może zjeżyć się na głowie.
Niestety film Perkinsa specjalnie nie straszy i nawet się o to nie stara. To produkcja, która raczej trzyma klimat miejscami wstrząsając widzem jakimś jump scarem. Te jednak nie męczą, bo jest ich zaledwie garść i są całkiem kreatywne, pasują do całości.
Przejdźmy teraz do obsady, bo to dla niej wielu sięgnie po Longlegsa. W agentkę Lee Harker wcieliła się amerykańska aktorka Maika Monroe. Możecie ją kojarzyć z głównej roli w horrorze Coś za mną chodzi. Maika zagrała postać nieco dziwną, wyobcowaną, spokojną, sprawiającą wrażenie pozbawionej emocji, lekko autystyczną może nawet. Aktorstwo stonowane, wiarygodne, naturalistyczne.
W jej opozycji znajduje się Nicolas Cage, który gra antagonistę. Zacznijmy od tego, że twórcy zarówno w zwiastunach, ani na plakatach reklamowych ani razu nie pokazali postaci granej przez Cage’a. Z jednej strony, dzięki temu utrzymali atmosferę tajemnicy, co do postaci Longlegsa, a z drugiej przez ten zabieg i nieepatowaniem Cagowym ryjem na posterach z pewnością hype na film, przynajmniej wśród mainstreamowej widowni był mniejszy, no bo wiecie, nie ma znanego aktora. I za to szacun. W filmie Cage prócz prologu, w którym widzimy tylko kawałek jego twarzy pojawia się dopiero w 50 minucie. A łącznie jego czas antenowy trwa pewnie w okolicach kilku minut. Film nie skupia się na Longlegsie. On jest tu metafizyczną personifikacją zła, mamy się go bać, wiedzieć o nim jak najmniej. Ma być tajemniczym boogimenem. Nie chcę zdradzać tu niespodzianek i szczegółów fabularnych toteż powiem jedynie, że jego postać jest dziwaczna, a gra aktorska Cage’a to typowy Cage. Nadekspresyjna i z przesadzoną mimiką. I to pasuje do tej demonicznej postaci.
Całość brzmi świetnie, jednak pojawia się tu zgrzyt. Nie przekonał mnie do siebie trzeci akt filmu jakby Perkins nie miał na niego pomysłu. Całe wyjaśnienie intrygi nie wynika z przebiegu fabuły, a zostaje nam w zasadzie opowiedziana w serii retrospekcji. Trochę pójscie na łatwiznę. Samo zakończenie też się nieco urywa, chciałoby się dostać więcej, a tak czuć niedosyt. Ale może lepszy niedosyt niż zaserwowanie jakiegoś banału, czy happy endu?
Podsumowując Longlegs to bardzo zgrabnie nakręcony horror. W dodatku bardzo świeży i przemyślany. Audiowizualnie również zgadza się tu wszystko. Nie jest to jednak film, na którym będziemy siedzieć jak na szpilkach. Atmosferę ma gęstą, prawda, ale nie jest jakoś specjalnie straszący. Film raczej wciąga fabułą, tajemnicą, przebiegiem śledztwa aniżeli nastawia się na straszenie widza. Opowiedziana historia jest ciekawa, ale samo jej zakończenie mogłoby być lepiej przemyślane. Mimo to uważam, że Longlegs to jeden z ciekawszych horrorów ostatnio i jeden z pretendentów do horroru roku.