Reżyseria: Tony Giglio
Kraj: USA
Grupa komandosów przylatuje na tajną naukową bazę na Fobosie, na której eksperymentowano z teleportacją. Okazuje się, że na miejscu większość pracowników zginęła, a pozostali zamienili się w krwiożercze potwory. Komandosie będą musieli przywrócić zasilanie i znaleźć sposób na powrót do domu.
“Doom: Annihilation” to niskobudżetowy horror science fiction oparty na grze “Doom” z 2016 roku. Podchodziłem do niego jako do totalnego gniota z półki “najgorsze ekranizację gier” i… okazało się, że to jedna z lepszych ekranizacji!
Film ma dwa zasadnicze plusy i dwie poważne wady.
Pierwszy plus to fabularne podobieństwo do gry. Komandosi lądują na Fobosie, przeczesują opustoszałą bazę, w końcu spotykają zarówno ocalałych, którzy nieco nakreślają co się stało w placówce jak i na zombie i demony, z którymi muszą się rozprawić. Ostatecznie komandosi muszą przeczesać placówkę w celu wyjaśnienia sytuacji i ujścia z życiem. Nie silono się na nic więcej, czego by nie oferowała pierwszoosobowa strzelanka.
Drugi plus to przywiązanie do szczegółów scenografii, rekwizytów i motywów z gry. Cała placówka wygląda jak żywcem przeniesiona z gry: futurystyczne korytarze i industrialne pomieszczenia, śluzy otwierane przyciskami, kolorowe karty odblokowujące przejścia znajdywane przy zwłokach, cały arsenał znany z gry (od karabinów, pistoletów i strzelb przez piłę mechaniczną, aż po BFG 9000), czy smaczki w postaci Blazkowitza, czy Carmacka. Trochę słabiej z różnorodnością przeciwników, bo dostajemy jedynie zombie i rzucające fireballami impy, a aż chciałoby się zobaczyć choćby Kakodemona.
Największy minus tej produkcji to niski budżet, który ukazuje taniość efektów specjalnych, charakteryzacji, kostiumów demonów, oraz całego środowiska pomimo pracy jaką włożono w jego wierne odwzorowanie. W pełnym świetle wszystko tu trąci plastikowym kiczem.
Drugi minus to kwestia fabuły. Może coś tak prostego jak zaprezentowano sprawdza się w grze komputerowej, ale trochę zbyt mało angażuje w filmie fabularnym. No bo dostajemy w zasadzie samą eksplorację placówki, sporo strzelanin, które ni ziębią ni grzeją i ostatecznie jakieś wytłumaczenie całej tej awantury.
Uczucia mam mieszane, ale w większości pozytywne. Jako fan gry dostałem fajny, choć tani hołd dla odsłony z 2016 roku. Oglądało się lekko i szybko. Gdybym jednak gry nie znał dostałbym tani i nudny science fiction rodem z TV Puls nakręcony po linii najmniejszego oporu.