Dziś opowiem Wam o filmie złym. Jednym z najgorszych na świecie. Filmie, który na imdb i Filmwebie ma w momencie kręcenia ocenę 1.8. O “The Room” w świecie horroru. Ale filmie tak złym, że aż dobrym. Horror, w którym leży i kwiczy każdy element, co nie przeszkadza się przy nim dobrze bawić. Przed Wami “Birdemic: Shock and Terror”, a po polsku “Ptakodemia”.
Tą recenzję obejrzysz także na Youtube:
Rod jest handlowcem z ambicjami, by zostać kimś ważniejszym. Pewnego dnia w restauracji poznaje seksowną Nathalie – modelkę, z którą zaczyna się umawiać. Nie dane im będzie jednak szczęśliwie skonsumować związku. Na skutek globalnego ocieplenia horda zmutowanych ptaków napada na małe, kalifornijskie miasteczko.
“Ptakodemia: Szok i terror” (i niedowierzanie) to amerykański amatorski horror napisany, wyreżyserowany i wyprodukowany przez Jamesa Nguyena w 2010 roku. Pan Nguyen musiał obejrzeć “Ptaki” Hitchcocka i stwierdził, że nakręci swoją wersję, tyle że gorszą. U Hitchcocka filmy zaczynają się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie tylko rośnie. Nguyen jest odwrotnym Hitchcockiem. Przez większość filmu nie dzieje się nic, aby w końcówce… również nie wydarza się nic.
Co ciekawe Nguyen, rzecz jasna nie znalazł żadnego frajera, który by wyłożył kasę na jego dzieło, ten więc sam został producentem filmu. Zrobił najgorszą rzecz na świecie, pożyczył sam od siebie na wieczne nieoddanie.
Przez pół filmu śledzimy Roda – pracownika dużej firmy, który pewnego dnia natyka się na starą szkolną koleżankę Nathalie. Proponuje jej obiad w chińskiej knajpie, ta się zgadza, od słowo do słowa i już są parą. Brzmi jak fabuła na góra 5 minut, ale wątek ten prowadzony jest przez blisko 50!
Zapytacie więc skąd ten czas trwania. Pan Nguyen nie jest w ciemię bity i wie, że jak nie ma scenariusza na pełny metraż to są sprytne sztuczki, aby go rozciągnąć. Np. można filmować ulicę z okna samochodu przez kilka minut. Można pokazać kilka scen, który nijak nie mają się do fabuły. Można przez pół minuty filmować ścianę w knajpie (serio, ten gość dosłownie tak zrobił).
Jak byłem w kinie na nim znajomy poszedł do kibla, po powrocie pytał się, czy coś stracił. Oczywiście nie, ale jak bym powiedział, że nawet zyskał.
Jest tu masa arcyzajebistych scen, które z mogłyby z powodzeniem zostać wycięte, bo nic nie wnoszą do fabuły, ale dodają kolorytu produkcji Nguyena. Scena, w której firma Roda zostaje sprzedana za miliard dolarów przy zdecydowanie zbyt długim aplauzie jej pracowników jest wręcz epicka.
Ale nie ogląda się tego spektaklu wcale źle. Bo jest nakręcony tak koszmarnie nieprofesjonalnie, że przyjemność aż sprawia ile twórcy złamali zasad kręcenia porządnego filmu.
Zacznijmy od obrazu. Wygląda jak kręcony najtańszą kamerą. Jest wyblakły i prześwietlony. Bardziej przypomina film z wesela kręcony przez najebanego wujka Zdziśka niż coś co pokazałbyś szerszej publiczności. Ujęcia też są mocną stroną “Ptakodemii”. Wiecie, sztuka operatorska rządzi się swoimi konkretnymi regułami. Żeby zostać operatorem musicie poświęcić na to kilka lat, ale podstawy podstaw da się ogarnąć w kwadrans. Operator “Birdemic” jednak nie podjął nawet takiego wysiłku i łamie wszystkie operatorskie zasady. Jak chociażby tą, w której nie filmuje się bohaterów prowadzących dialog od frontu, bo wygląda to tak jakby mówili bezpośrednio do kamery, czyli widza, a nie do siebie. Takich błędów jest tu zatrzęsienie.
Nie obraz jest jednak największym problemem, a udźwiękowienie. Pomyślicie sobie, co można spierdolić w dźwięku, przecież wystarczy włączyc mikrofon, nagrać dialogi i tyle. Pan Nguyen jednak postarał się i to zjebać. I to po całości. Twórcy nie mieli porządnego mikrofonu, który rejestrowałby tylko kwestie wypowiadane przez aktorów, a jakąś pojemnościówkę, która zbierała także wszystkie dźwięki otoczenia jak szum, ruch uliczny itd. A tego szumu była cała masa. Nguyen postawił więc na arcysprytny zabieg. Między wypowiadanymi kwestiami aktorów powycinał dźwięk. I wiecie jaki to dało efekt? Bohaterka wypowiada kwestię przy kurewskim szumie otoczenia. Potem następuje pauza z wyłączonym dźwiękiem jakby nagle mikrofony im się zjebały, a przy kolejnym zdaniu znowu dźwięk jest włączony i aktor kontynuuje kwestię próbując przebić się przez szum. I tak jest przez cały film. Niewiary kurwa godne.
Aktorstwo. O, to też jest niezłe. Rzeczą oczywistą chyba jest, że wszyscy aktorzy to amatorzy. I niemal wszyscy grają koszmarnie. Jak drewno. Albo gorzej, bo drewno czasem potrafi wypaść przekonująco, np. grając drzewo. A tu wszystko jest sztuczne niczym w szkolnym przedstawieniu.
Najgorzej wypada Alan Bagh w głównej roli. On nawet nie potrafi wypaść przekonująco, gdy po prostu idzie po chodniku. Pewnie dostawał rady od reżysera: idź prosto i wyglądaj naturalnie. Skoro facet nie potrafi nawet chodzić tak, żeby nie było widać na pierwszy rzut oka jak bardzo sie stara wypaść naturalnie to pomyślcie jak mu idzie w scenach dramatycznych. POEZJA.
Wszyscy bohaterowie drugoplanowi wyglądają zaś jakby byli wzięci z łapanki. Wiecie, ekipa filmowa wbija na stację benzynową, aby nakręcić scenę i pytają się sprzedawcy, czy nie chciałby wziąć w niej udział. On się godzi i na jednym wdechu patrząc się wprost w obiektyw czyta z kartki swoją kwestię. Najlepiej wypadła dziewczyna Roda, Nathalie grana przez Whitney Moore. Nie są to nie wiadomo jakie wyżyny aktorstwa, dziewczyna wypada jako tako głównie grając permanentnym uśmiechem. Ale i tak jest najładniejszym elementem tego filmu.
Ten film pokazuje jak ważne w kinematografii są elementy na które zazwyczaj nie zwraca się uwagi. Np. montaż, przejście od jednej sceny do drugiej, kwestia kadrów i zbliżeń. Tutaj wszystko wygląda serio jak nagranie z komunii, tyle te często bywają profesjonalniej zmontowane.
Kolejnym elementem są dialogi. W dobrym filmie nawet nieistotny dialog może się miło oglądać. W “Ptakodemii” bohaterowie komunikują się często odpowiadając jedynie monosylabami jak “tak” lub “nie” i widać jakie to nieprofesjonalne.
Dobra, gdzie tu horror zapytacie. Ano w połowie “Ptakodemii”, ni stąd ni z owąd, bez żadnego ostrzeżenia na miasteczko naciera stado wkurwionych ptaków niszcząc wszystko na swej drodze przy akompaniamencie eksplozji.
Ależ to jest piękne zło. Gwarantuję, że jeszcze czegoś tak horrendalnie kiczowatego nie widzieliście w swoim życiu. Crem dela crem potwornie złego kina. Nacierające ptaki są wykonane ultrakoszmarnie. Wykorzystano tu chyba efekty specjalnej troski.
Ptactwo jest wklejone komputerowo na obraz. Ale animacje są całkowicie płaskie, wyglądają jak zrobione w paincie, i na pierwszy rzut oka widać iż zostały nałożone na obraz w postprodukcji. Nikt nawet nie starał się tego wkleić jakoś porządnie, nie wiem, jakoś zamaskować, by wyglądało choć odrobinie wiarygodnie. Nie, są wjebane ostentacyjnie i grafik pomyślał, może jakoś to będzie. Dodatkowo Nguyen wykupił te rendery chyba z jakiegoś stocka i nie było go stać na więcej, bo wszystkie ptaki w filmie to te same 3-4 animacje. Ptaki lecące rojem, ptaki pikujące w dół, ptaki atakujące. I moje ulubione, ptaki zabijane pociskiem, które spadają na ziemię jak mokra ściera.
Nie wspomniałem jeszcze o odgłosach wydawanych przez ptactwo, a te przypominają dźwięki stada kopulujących pawianów. To jeden z najbardziej irytujących efektów dźwiękowych jakie słyszały moje uszy.
W jednym z wywiadów reżyser powiedział, że odezwała się do niego pewna organizacja pytając, czy w filmie nie zostały skrzywdzone żadne zwierzęta, bo użyte ptaki wyglądały tak realistycznie. Czaicie, Nguyen twierdził, że ktoś mógł uznać te efekty za realistyczne.
Gdy zaczyna się inwazja ptactwa nasi bohaterowie łączą siły z przypadkowo spotkanymi ludźmi, ładują się do samochodu i produkcja zmienia się w kino drogi. Na swej trasie bohaterowie będą musieli stoczyć wielokrotnie bój z rozwścieczonym drobiem. Na szczęście mają przy sobie cały arsenał także walka z nimi będzie wyrównana.
Swoją drogą obczajcie jak komicznie wyglądają sceny walki. Aktorzy musieli wymachiwać łapami jakby odganiali się od niewidocznych much i w postprodukcji zostało na to nałożone animacje ptaków. Pewnie Nguyen myślał: no, nie wygląda to zbyt dobrze, ale jak się zmruży oczy ktoś to może łyknie. Sorry, ale żeby to łyknąć trzeba by oczy, nie wiem, wydłubać sobie?
Wiecie co może być gorsze od stada wkurwionych krwiożerczych orłów? Stado wkurwionych krwiożerczych orłów plujących kwasem. Tak, nie wiem jakie substancje zażywał reżyser, ale w jednej scenie orły plują żrącym płynem na grupę bohaterów natychmiastowo ich zabijając. Ot tak, bez żadnych wyjaśnień jak ten apokaliptyczny drób zdobył umiejętność rażenia gawiedzi substancją topiącą twarze. Proszę nie zadawać pytań, proszę się rozejść.
Z tego filmu dowiecie się także jaka jest najlepsza broń podczas ptakopakalipsy. Wieszaki na ubranie.
“Birdemic” nie jest jednak jedynie prostą rozrywką, gdyż niesie ze sobą również ważne i wciąż aktualne przesłanie. Bohaterowie na swej drodze napotkają i naukowca, i Indianina opiekującego się lasem i obaj zgodnie stwierdzają, że ptaki wpadły w szał za sprawą działania człowieka. Chodzi o globalne ocieplenie, które powoduje, że w zimie jest gorąco, a orły zaczynają pluć kwasem. Tym samym “Ptakodemia” zmienia się w eko-horror niczym w science fiction lat 50tych strasząc widzów konsekwencjami eksploatowania planety Ziemia.
Dla kontrastu nieźle wypada tutaj muzyka. Ale to ze względu, że Nguyen nie komponował jej sam, a kupił ze stocka. I tak utwór otwierający, który moim zdaniem jest charakterny i klimatyczny stał się już ikoną. A kawałek “Just Hanging Out” wykonany przez Damiena Cartera, który możemy podziwiać podczas randki Roda i Nathalie to po prostu mem sam w sobie. Warto jeszcze wspomnieć o kawałku tytułowym “THIS IS BIRDEMIC” w wykonaniu Chamber of Pudd.
Jak wspominałem Nguyen jest odwrotnym Hitchcockiem, więc i zakończenie powinno być u niego epickie na odwrót. I tak jest w istocie. Bohaterowie ostatecznie docierają na plażę by stanąć nad brzegiem morza i wpatrując się w horyzont zakończyć film. Nie rozwiązuje się tu żaden z wątków, nic się nie wyjaśnia. Film w zasadzie nagle się urywa. Nie dowiadujemy się co dalej z bohaterami, czemu ptaki postanowiły odlecieć, co dalej z naszą Matką Ziemią. Oraz najważniejsze: czemu wieszaki na ubrania to dobra broń na orły-mutanty.
Dobra, to tyle z plusów. A gdzie minusy produkcji? Nie zauważyłem.
Nguyen jest jeszcze gorszym reżyserem niż Ed Wood ze swoim “Planem 9 z kosmosu”. Ale wiecie, co, ja szanuję takich twórców. Nie posiadając za grosza talentu, zero umiejętności i wiedzy filmowej, nie zważając na trudy, przeciwności losu i zapewne rady znajomych i rodziny, aby sobie odpuścili ci prą do przodu realizując swoje marzenia o zrealizowaniu filmu. Film może być brzydki, może być zły, może być głupi, ale jest twój. I ja to doceniam.
Dobre jaja też były, gdy Nguyen chciał dystrybuować swoje dzieło. Zgłosił film na festiwal Sundance, ale pewnie się domyślacie, że nikt mu nawet nie odpisał. Postanowił więc go rozreklamować jadąc swoim vanem poobklejanym plakatami do filmu, sztucznym drobiem i krwią pod budynek festiwalu. Na boku samochodu był wielki, namalowany tytuł filmu. Tylko wiecie co? Nguyen jebnął literówkę i ostatecznie na boku jego vana został napis “Bidemic”.
Mimo tej wpadki udało mu się zwrócić uwagę gości z Severin Films, czyli całkiem dużej firmy wydającej głównie horrory na DVD i Bluray i ci postanowili wypuścić “Ptakodemię”. Od tego momentu rozpoczęła się seria sukcesów filmu. Fani klasy B pokochali “Birdemic”, a Nguyen ruszył w trasę po Stanch z serią pokazów swego dzieła i wszystkie seanse były z miejsca wyprzedane. “Birdemic” stał się filmem kultowym.
W napisach końcowych pomiędzy całkowicie zmyślonymi nazwiskami ekipy filmowej jako trzecia pojawia się Tippi Hedren, czyli aktorka, która grała główną rolę z “Ptakach” Hitchcocka. Zapytacie co ona robiła na planie tego badziewia? Ano nic, nie było jej tam. Tippi pojawia się na 2 sekundy na ekranie wyciszonego telewizora w motelu podczas, gdy Rod i Nathalie postanawiają skonsumować swój związek.
Ciężko obiektywnie ocenić “Birdemic”. Z jednej strony ten film to katastrofa na każdym polu. Z drugiej dostarcza kupę rozrywki. To film, który już jest kultowy, który świetnie się ogląda ze znajomymi przy piwie i dżoincie. Widziałem wiele filmów, których budżety były setki razy większe i na których bawiłem się znacznie gorzej. Otrzymujemy tu obraz ostatecznie zły. Film ustawia poprzeczkę tak nisko, że raczej nic go już nie przebije, nawet produkcje z Ghany. “Ptakodemię” oceniam w kategoriach filmów tak złych, że aż dobrych i ode mnie dostaje 10/10. A wiecie, co jest najlepsze? Że w 2013 roku powstała część druga.
W momencie, gdy piszę tą recenzję Pan Nguyen zbiera pieniądze na nakręcenie części 3 na portalu Indiegogo. Możecie wesprzeć ten projekt już od 25 dolarów.
Link do zbiórki: https://www.indiegogo.com/projects/birdemic-3-completion-funding#/
I pamiętajcie o noszeniu ze sobą wieszaka, bo pewnego dnia możecie usłyszeć wysoko na niebie wrzask plujących kwasem orłów mutantów.