Site icon Horror blog

Beast of War (2025) – recenzja

Reżyseria: Kiah Roache-Turner
kraj produkcji: Australia

Okręt transportujący młodych żołnierzy na front II Wojny światowej tonie podczas ataku. Ocalała grupa znajduje schronienie na małej, prowizorycznej tratwie. Wkrótce atak rozpoczyna wielki żarłacz biały. Czy skłóceni bohaterowie połączą siły przeciwko wspólnemu wrogowi?

Beast of War to film łączący kino wojenne z animal attack o rekinie w reżyserii Kiaha Roache-Turnera odpowiedzialnego za Vyrmwood, czy Sting. Historię w nim przedstawioną znamy chociażby z kultowego monologu Quinta ze Szczęk o USS Indianapolis i tego co się stało ze stacjonującymi na nim żołnierzami.

Film rozpoczyna się szkoleniem żołnierzy, na którym poznajemy bohaterów i relacje między nimi, by reżyser zaraz rzucił ich na środek oceanu na małej tratwie. Wkrótce też nadpływa rekin jednego po drugim rozszarpując na kawałki.

To, co wyróżnia Beast of War na tle innych tego typu produkcji to doskonały klimat uzyskany za pomocą klaustrofobicznych, niemal onirycznych ujęć samotnej tratwy we mgle, oraz jazgotu jaki wydaje z siebie żerujące zwierzę. Na uwagę zasługują też niezłe praktyczne efekty specjalne z samym dość przerażającym rekinem na czele, które sfilmowane są w dodatku we wzorowy sposób.

Mimo, że cały film rozgrywa się niemal wyłącznie na tratwie Roache-Turner dwoi się i troi, aby utrzymać akcję i napięcie. Udaje się to nie tylko za sprawą zagrożenia czającego się w wodzie, ale także spięć wewnątrz grupy.

Beast of War to kino, które nie gna na łeb na szyję, ale nadrabia klimatem permanentnego zagrożenia.

Exit mobile version