Reżyseria: David Slade
Kraj: USA/Nowa Zelandia
Małe miasteczko na Alasce zostaje odcięte od świata na 30 dni, kiedy to ma nadejść polarna noc. W pewnym momencie osadę atakuje horda głodnych wampirów. Eben, miejscowy szeryf wraz z grupką ocalałych musi przetrwać 30 mrocznych nocy.
“30 dni mroku” to wampiryczny horror oparty na komiksie.
Przede wszystkim reżyser filmu w pierwszym akcie świetnie buduje atmosferę nieznanego zagrożenia i dawkuje napięcie. Nic nam nie pokazuje wprost, a jedynie sugeruje, że nadchodzi coś strasznego. Widzimy samotnego mężczyznę przedzierającego się przez śnieg. Szeryf znajduje spalone telefony komórkowe. Ktoś zabija psy należące do jednego z mieszkańców. Nie wiadomo, co się święci, ale coś jest na rzeczy.
Gdy już pojawiają się wygłodniałe wampiry reżyser z początku również niewiele nam pokazuje. Gdzieś mignie jakaś postać, ktoś zostanie porwany i wciągnięty w mroczną alejkę. Robi to piekielnie porządną robotę.
Gdy w trzecim akcie zostają odkryte już wszystkie karty wygląd wampirów zachwyca i przeraża. To antyczna rasa pozbawiona jakichkolwiek uczuć poza głodem krwi. Wampiry zachowują się tu jak zwierzęta, posługują się własnym językiem, a ich wygląd zewnętrzny w postaci zdeformowanych twarzy i kłów sterczących z paszczy przyprawia o dreszcze.
“30 days of night” to powiem świeżości w kinie wampirycznym. Dobrze zagrany, świetnie sfilmowany, umiejętnie mieszający kino akcji z horrorem. Na uwagę zasługuje także miejsce akcji jaką jest otoczona śniegami mała osada, z której niema dokąd uciec.